Pierwotnie miało to wyglądać zupełnie inaczej. Zwykle, kiedy wyjeżdżam na dłuższy urlop, przygotowuję po kolei teksty na kolejne tygodnie. Tym razem też najpierw stworzyłem felieton, który miał zostać opublikowany teraz, licząc że w kolejnych dniach wpadnę na pomysł tekstów, jakie będą możliwie aktualne w następnych dwóch tygodniach. Tyle, że obserwacja naszego życia publicznego spowodowała, iż zwyczajnie nie zdzierżyłem. I choć najpierw obiecałem sobie, że dotrwam jakoś do końca tej kampanii wyborczej bez specjalnych wynurzeń, muszę chyba uczynić pewien wyłom w tym postanowieniu. Albowiem zestaw wydarzeń żenujących przebił granice mojej wytrzymałości.

Żenada pierwsza: debaty. A właściwie półdebaty, konferencje, wiece czy jak je zwał w "Szkle kontaktowym" czy innym "W tyle wizji". Ponieważ Polska jest od pewnego czasu trendsetterem narodów, nie zdziwi mnie, jeśli jesienią swoją debatę w Fox News zorganizuje Donald Trump, a swoją w CNN Joe Biden. I to dokładnie o tej samej porze. Polski precedens poszedł w świat, z czego oba sztaby nie zdają sobie sprawy. Albo inaczej - zdają o tyle, że dostrzegają w tym winę tylko sztabu przeciwnego. A oba elektoraty przyznają im rację. Przynajmniej w tej "żelaznej" części, która jednak obawiam się, że jest całkiem spora. Rację bowiem ma Wojciech Cejrowski mówiąc, że w Polsce istnieją nie tyle wyborcy, co wyznawcy poszczególnych opcji. A fanatyzm nigdy nie jest dobry.

Żenada druga: groteskowość. Szczególnie w wykonaniu Rafała Trzaskowskiego. W odbijaniu ataków ze strony przeciwników politycznych okazał się znakomity do momentu, w którym chodziło jedynie o sprawy czysto ideologiczno-światopoglądowe lub kupowanie dżemu na jarmarku św. Jacka w Święto Wojska Polskiego, co zarzucała prezydentowi Warszawy niezrównana TVP. Aż w końcu ktoś tam pomyślał, że może należałoby po prostu przyszpilić Trzaskowskiego pytaniami właśnie o jego władanie stolicą. Zwłaszcza, że zaczęły wychodzić m.in. nieciekawe fakty związane z zarządzaniem komunikacją autobusową w Warszawie, których efektem były dwa wypadki, w tym jeden śmiertelny. Okazało się, że trafiono wówczas w czuły punkt, gdyż Trzaskowski ze swym sztabem usilnie robi wszystko, aby każdą z kwestii punktowanych przez media bagatelizować. Ale i o Andrzeju Dudzie nie mogę powiedzieć, że stawia czoła każdej - nawet najtrudniejszej kwestii - w tej kampanii. Nie tylko dlatego, że dokładnie pilnuje tego TVP tworząc hagiograficzne materiały na jego temat w sposób, jakiego nie powstydziłaby się telewizja północnokoreańska.

Żenada trzecia: tzw. działania profrekwencyjne. Nie wiem jak Państwu, ale w obecnej sytuacji wszystkie te spoty, namawiania, podkreślania jak ważne są te wybory, zasługują raczej na porównania do zachęcania do przyjścia na imprezę, na którą tak naprawdę nikt nie ma ochoty. Jednych nie interesują imprezy w ogóle, innym nie pasują ekipy ją organizujące, a jeszcze inni może i by wpadli, ale kompletnie nie widzą sensu udziału w tej konkretnej balandze. Nie wykluczam więc sytuacji, w której frekwencja w drugiej turze - inaczej niż dotąd - będzie mniejsza od tej w pierwszej fazie.

Jeszcze dwa tygodnie temu uważałem, że od rezultatu tych wyborów będzie zależała przyszłość naszego kraju. Dziś dochodzę do wniosku, że elekcja ta nie będzie miała specjalnego znaczenia.