| 
 
  
 
 | 
   Muzyka klezmerska bawiła publiczność na Broadwayu Dawno nie uczestniczyłem w koncercie, podczas którego publiczność tak żywiołowo reagowała. Wspólne śpiewy, gromkie brawa i wielka radość po obu stronach sceny. Tak jednym zdaniem można scharakteryzować atmosferę jaka panowała podczas koncertu zespołu Jarmuła Band w zamojskim klubie Broadway. 
  
Półtoragodzinny set, to zbyt mało, aby pozwolić muzykom opuścić scenę. Dopiero trzeci bis i wkroczenie do akcji Katarzyny Bubelli - organizatorki koncertu - zakończyło muzyczny wieczór. 
Ale zanim to nastąpiło, sześcioro muzyków z różnych części kraju, występujących pod szyldem Jarmuła Band, zaprezentowało kilkanaście utworów muzyki klezmerskiej. 
  
  
Były to tradycyjne kompozycje żydowskie, z którymi większość ludzi na pewno miała już styczność, jednak w ramach bardziej klasycznego klezmerstwa. Interpretacje utworów w wykonaniu zespołu Jarmuła Band, na pewno wychodziły poza ramy muzyki stricte żydowskiej. Ale trudno się też temu dziwić, bowiem zespół składa się z wielu muzyków, a każdy z nich ma inne spojrzenie na muzykę. 
  
- Nie rościmy sobie prawa do tytułowania naszej muzyki jako stricte żydowska, ponieważ jest ona interpretowana przez nas, na nasz sposób - powiedział Irek Czubak, lider zespołu. 
  
W warstwie tekstowej przeważały stare żydowskie psalmy, psalmy hebrajskie, ale były też nowsze pieśni, pochodzące sprzed wieku czy kilkudziesięciu lat. 
  
  
Zgromadzona na Broadwayu publiczność najlepiej bawiła się przy utworach powszechnie znanych - "Hava nagila" czy "Mazel Tow". 
  
Wszystkie utwory poprzedzane były krótką opowieścią Irka Czubaka, który w ten sposób chciał przybliżyć publiczności kulturę narodu żydowskiego.   
  
  
- Publiczność w Zamościu przewyższyła moje oczekiwania. Ludzie nie tylko biernie słuchali,  ale uczestniczyli w spektaklu, byli jego częścią. Nam nie chodzi tylko o to, żeby zagrać, chcemy, żeby publiczność przeżywała koncert i to się nam dzisiaj udało - nie krył  zadowolenia lider zespołu.  
  
Reakcje publiczności były żywiołowe, nie były niczym wymuszane. No może niezupełnie, bowiem wymuszała je atmosfera i bardzo energetyczny, wykonywany z wielką ekspresją repertuar.
  
  
Artystom udało się dość szybko złapać kontakt z publicznością i jak to ktoś zauważył  "było bardzo gorąco, i zewnętrznie, i wewnętrznie". A przecież zetknęły się ze sobą dwie różne kultury, wprawdzie przez setki lat będące blisko siebie, jednak mimo tego bardzo odległe.  
  
Dobry kontakt z publicznością to podstawa, bo pokazuje, że muzyka dociera do słuchacza i  pobudza jego emocje. 
Na Broadwayu ta muzyka rzeczywiście docierała do słuchaczy. Może dlatego, że wypływała z głębi duszy, a może po prostu dlatego, że była połączeniem pięknych pieśni z niemal cudownym brzmieniem instrumentów.
  
  
Zadowolenia z udanego koncertu nie kryła również jego organizatorka - Katarzyna Bubella i już zapowiedziała kolejne tego typu imprezy. Oby wytrzymała jak najdłużej w swoim postanowieniu, bo łatwo na pewno nie będzie. Trafić w gusta zamojskiej publiczności jest naprawdę ciężko. Tym razem się udało, na Broadwayu bawiło się ponad 100 osób. 
  
Zespól wystąpił w składzie: Renata Wołkiewicz - śpiew, Ireneusz Czubak  - śpiew, saksof, klarnet, Sławomir Kucharski - gitara, Walery Semeniuk - harmonia, Konrad Basiuk - gitara basowa i Radosław Kuliś - perkusja. 
  
  
* * *  
Na pamiątkę zamojskiego koncertu wszyscy muzycy zostali obdarowani grafikami autorstwa Stanisława Piro. autor / źródło: wald dodano: 2009-04-27 przeczytano: 18068 razy.  
  
  
  
 
  Zobacz podobne:                                                                                           
  
  Warto przeczytać:  
     
 
  
  
 
  
 | 
 | 
 
  
 | 
 
  
 
 |