www.zamosconline.pl - Zamość i Roztocze - wiadomości z regionu
Zamość i Roztocze - redakcja Zamość i Roztocze - formularz kontaktowy Zamość i Roztocze - linkownia stron Zamość i Roztocze - komentarze internautów Zamość i Roztocze - reklama Zamość i Roztocze - galeria foto
Redakcja Kontakt Polecamy Komentarze Reklama Fotogaleria
Witaj w piątek, 19 kwietnia 2024, w 110 dniu roku. Pamiętaj o życzeniach dla: Adolfa, Tymona, Pafnucego.
Kwietniowe przysłowia: Kiedy Marek skwarem zieje, w maju kożuch nie dogrzeje. [...]

Turystyka: Noclegi, Jedzenie, Kluby i dyskoteki, Komunikacja, Biura podróży Rozrywka: Częst. radiowe, Program TV, Kina, Tapety, e-Kartki, Puzle, Forum Służba zdrowia: Apteki, Przychodnie, Stomatologia Pozostałe: Kościoły, Bankomaty, Samorządy, Szkoły, Alfabet Twórców Zamojskich

www.zamosconline.pl Zamość i Roztocze - wiadomości z regionu


\Home > Publicystyka


- - - - POLECAMY - - - -




Polska piłka nożna, czyli jak przebić dno od spodu - cz. 3: piłkarze

Ileż to razy podczas jednego meczu w wykonaniu naszego klubu lub reprezentacji chwytamy się za głowę. Do pasji doprowadza nas brak podstawowych umiejętności u polskich piłkarzy. Tymczasem za każdym razem obserwujemy moc niecelnych podań (głównie górą, bo podanie po ziemi przerasta możliwości naszych zawodników), nieudanych przyjęć, katastrofalnych strzałów i brak panowania nad piłką. Dochodzi do tego, że zdarzają się mecze w naszej lidze, w których nie dochodzi do ŻADNEGO celnego strzału na bramkę! Dlaczego tak się dzieje?

Zawsze będę powtarzał, że miałem ogromne szczęście, że dyrekcja mojego LO rozpoczęła zmiany pokoleniowe w kadrze pedagogicznej dopiero wówczas, gdy miałem przed sobą tylko rok do matury. Najbardziej dotyczyło to historii, w której zawsze najbardziej lubiłem okres najnowszy i choć poprzednie też mi wchodziły do głowy, to jednak ogromny wkład miała tu pani profesor Chudoba, która nie tylko potrafiła ciekawie opowiadać i podawać bardzo przydatne informacje, ale przede wszystkim była wymagającym nauczycielem. Oczywiście nie wszystkim to się podobało, toteż gdy odeszła na emeryturę i na jej miejsce przyszedł trzydziestoparoletni facet, większość klasy z miejsca go polubiła. Był to (i chyba nadal jest, bo w dalszym ciągu pracuje w tym samym miejscu) zresztą faktycznie człowiek, którego nie dało się nie lubić. Sypał dowcipami, prowadził luźne lekcje i było ogólnie "w porzo" poza jednym, acz zasadniczym, elementem - uczył wyraźnie gorzej niż pani Chudoba. Nie czuło się, że po lekcji wiemy coś więcej niż przed nią. Pan nauczyciel uczył również WOS-u i tu też były jaja. Nie dość, że polecił nam kupić megakuriozalny podręcznik, w którym aż roiło się od błędów, nie dość, że musieliśmy czasem na lekcji prostować bzdurne twierdzenia pedagoga i nie dość, że niektóre elementy przekazywanej wiedzy musiałem weryfikować już nawet będąc na studiach, to jeszcze pan profesor dał popis totalnej kompromitacji, kiedy wraz z kolegą niemal bezbłędnie przeszedłem szkolny etap olimpiady z wiedzy o Polsce i świecie współczesnym. Dumny był z tego niezmiernie, choć zasługi w tym nie miał najmniejszej. Logika wskazywała na to, że powinien nam więc pomóc w przygotowaniach do etapu wojewódzkiego, co zresztą zapowiedział. Skończyło się jednak na jednym spotkaniu, które odbyło się na trzy dni przed konkursem. Trwało kilkanaście minut i nosiło nazwę "Co chcecie wiedzieć, chłopcy?", a w jego trakcie pan nauczyciel przyznał się nam, że tak naprawdę nie ma zielonego pojęcia jak nas przygotować, gdyż pierwszy raz w ogóle trafili mu się uczniowie, którzy przeszli pierwszy etap olimpiady... Ale klasa go ogólnie uwielbiała.

Kontrprzykład niech stanowi nauczyciel, który uczył mnie francuskiego przez pierwsze dwa lata "ogólniaka". Też ówczesny świeży nabytek szkoły, z tą różnicą, że był niemal świeżo po studiach. Nie wiem więc czy po tej niemal dekadzie zapał mu nie przeszedł, ale w tamtym okresie miał go w sobie bardzo dużo. Na jego lekcjach ciągle coś się działo, a sam był bardzo wymagający. Częste były niezapowiedziane kartkówki, które jednak można było napisać bez problemu, o ile się chciało aktywnie uczestniczyć we wcześniejszej lekcji. Nie zapomnę nigdy tych taśmowo robionych ćwiczeń, których wykonywanie przeciągało się czasem na następną lekcję. Nie przesadzę stwierdzając, że choć bardzo ciężko było u niego dostać piątkę, to umiał zaszczepić w swoich uczniach pasję. Jednakże nie każdy tego chciał. Pamiętam sytuację, w której trzy dziewczyny nie pisały klasówki, gdyż poszły na pogrzeb matki wspólnej koleżanki. Były ogromnie zdziwione, kiedy na następnej lekcji profesor w pełni usprawiedliwił ich nieobecność, ale zarazem nakazał pisać ów test. Oburzone odmówiły, za co oczywiście otrzymały jedynki. Nic nie wskórały protestami u "sił wyższych". Niestety po tych dwóch latach zaczęła nas uczyć sympatyczna pani, pracująca w tej szkole zdecydowanie dłużej od pana profesora. Przy niej straciłem pasję do języka francuskiego, choć piątkę uzyskiwałem teraz bez najmniejszego problemu, a klasa była lekcjami wniebowzięta. Postanowiłem skupić się na języku angielskim, czego szczerze żałuję, bo nigdy nie miałem do niego serca.

Może to trochę przydługie, ale wydaje mi się, że powyższy tekst był potrzebny, gdyż poniekąd charakteryzuje on polskich piłkarzy. Są w tym względzie podobni do polskich kibiców - nie mają żadnych wymagań do swej gry. Nasi zawodnicy są minimalistami do bólu. W zupełności im wystarczy, by odnosić zwycięstwa na swoim podwórku. Sprawiają wrażenie, że wyżej cenią zwycięstwo nad lokalnym rywalem niż drużyną na przykład z Azerbejdżanu czy Estonii, dokąd wyprawy uznają za im urągające. W efekcie puchary uznają za nędzny dodatek, którego czasem nawet lepiej nie mieć. Przesadzam? Skądże znowu! Mogliśmy na przykład usłyszeć z ust graczy Legii Warszawa, że "może to i lepiej", że nie grają na europejskiej arenie, bo dzięki temu mieli czas sobie zagrać sparingi z Bordeaux i PSG na specjalnym zgrupowaniu, nie mówiąc już o meczu z Arsenalem na otwarcie trzech trybun nowego stadionu. A Ruch Chorzów z góry sobie założył, że gra w eliminacjach Ligi Europejskiej to tylko przygotowanie do ligi polskiej. Innymi słowy nieważne, że w niezależnych testach zbierzemy bęcki. Ważne, że swoją wewnętrzną klasówkę zdamy na piątkę. Nie ma innej rady na poprawę gry naszych piłkarzy, jak zmuszenie ich do rzeczywiście ciężkiej pracy. Niestety z tym jest problem. Wszyscy pamiętamy, jak do krakowskiej Wisły przyszedł słynny Dan Petrescu i wszyscy pamiętamy jak skończył. Chciał pracować z "wiślakami" tak, jak z nim samym pracowano na przykład w Chelsea. Aplikował więc ciężkie treningi i koszarował piłkarzy od rana do wieczora. Nie jestem zwolennikiem tego drugiego rozwiązania, ale psim obowiązkiem zawodników było respektowanie tych wymagań. Jednakże poskarżyli się prezesowi i zamiast nich, wyleciał z klubu trener. Wydawało się, że inaczej będzie w przypadku Legii, gdzie przyszedł pracować Jan Urban - od lat mieszkający w Hiszpanii i znający od podszewki tamtejsze realia. Nie było inaczej. Tu zawodnikom zwyczajnie nie chciało się grać.

Tyle, że innego wyjścia naprawdę nie ma. Znamienny jest tu przykład Brazylijczyka Marcelo, który po przyjściu do Wisły po pierwszym treningu pomyślał, że była to zwykła rozgrzewka, po której nastąpi właściwa część zajęć. Przeto zaczął po każdym treningu biegać przez około 40 minut, co przeraziło część jego kolegów z drużyny, którzy nakazali mu zaprzestać tych praktyk, w obawie, że im trener nakaże tak samo się katować. Strach był jednak próżny, bo żaden trener tego nie zrobił, a samemu Marcelo owe bieganie zrobiło na tyle dobrze, że nie stracił formy na naszych boiskach i niedawno przeszedł do słynnego PSV Eindhoven. Brazylijczyk jest jednak jednym z bardzo niewielu zagranicznych piłkarzy, którzy się nie zepsuli w polskiej lidze. Proszę bowiem zauważyć jak bardzo swoje loty obniżył choćby Siergiej Kriwiec, czy Andraż Kirm - podstawowi reprezentanci swoich krajów, którzy przychodzili do nas jako gwiazdy i przez pierwszy okres naprawdę za takowe uchodziły.

Nie ma więc innego wyjścia, jak zatrudnianie w naszych klubach zagranicznych trenerów z tzw. nazwiskiem. Owszem, to drogie rozwiązanie, ale skoro słynny Héctor Raúl Cúper może pracować w takim Arisie Saloniki, który nie jest wszak najbogatszym klubem coraz biedniejszej Grecji, to i nasze najlepsze zespoły mogą sobie pozwolić na zatrudnienie szkoleniowców podobnego pokroju. Zresztą nawet do Wisły aplikował niejaki Manuel Jiménez - prowadzący do marca Sevillę (choć wybranemu ostatecznie Robertowi Maaskantowi na pewno trzeba dać szansę). Za konieczny wymóg postawiłbym zatrudnienie przynajmniej jednego polskiego asystenta trenera, który mógłby się przy nim uczyć.

Paradoksalnie nadzieję wlewa we mnie drużyna najzupełniej niespodziewana, bo też i krytykowana (często słusznie) przez wiele stron Polonia Warszawa. Wprawdzie mam dużą rezerwę wobec Józefa Wojciechowskiego i czuję do niego odrazę po tym, jak potraktował ostatnio poważnie chorego na nerki Arkadiusza Onyszkę, ale muszę przyznać, że jego pomysł na budowanie drużyny jest ciekawy. Robi bowiem dokładnie to, co Wisła tuż po wejściu do niej Bogusława Cupiała, czyli zgarnia z rynku wszystkich najlepszych polskich piłkarzy, którzy są aktualnie do wzięcia, ale dodatkowo mądrze też tworzy resztę kadry. Trenerem jest więc niegdysiejsza gwiazda Barcelony José Maria Bakero, czyli człowiek, który ma niesamowite doświadczenie na boisku, zna zasady rządzące futbolem z absolutnie najwyższej półki i do tego ma masę kontaktów zarezerwowanych dla bardzo nielicznych, a które zawsze mogą się przydać. Do tego facet naprawdę szybko uczy się trenerki i po wynikach jego drużyny widać, że ta praca idzie we właściwym kierunku. Dyrektorem sportowym zaś jest Paweł Janas, kilka lat temu selekcjoner reprezentacji, a zarazem ostatni trener, który z polską drużyną osiągnął ćwierćfinał w europejskich pucharach. Jego chyba w dalszym ciągu można uznawać za fachowca.

To wszystko jednak wciąż za mało. Legia myśli, że Maciej Skorża przestanie notować nieoczekiwane wpadki, Lech trzyma Jacka Zielińskiego, choć można stawiać, że jesień w jego wykonaniu będzie równie słaba, jak zeszłoroczna, a z Wisły w końcu Cupiał zupełnie odejdzie i klub totalnie pogrąży się w rodzimym grajdołku. Jaskółek na horyzoncie za wiele nie ma. Teoretycznie jest nią Jagiellonia Białystok, ale mimo wszystko nie przekonuje mnie jej trener Michał Probierz. Ciekawą postacią jest były asystent Leo Beenhakkera Rafał Ulatowski, ale też musi się jeszcze dużo uczyć. Podobnie Marek Bajor. Szkoleniowiec Ruchu zaś - Waldemar Fornalik - wydaje się gnuśnieć w tradycyjnym marazmie organizacyjnym klubu przy Cichej.

I między innymi właśnie dlatego sprawy działania naszych klubów poruszę w części czwartej - być może już ostatniej.


autor / źródło: Robert Marchwiany
dodano: 2010-08-26 przeczytano: 3355 razy.



Zobacz podobne:
     Tradycja w piłce nie istnieje? / 2012-07-19
     Piłka na aucie / 2012-07-04
     Polska piłka nożna, czyli jak przebić dno od spodu - cz. 8: wiosna 2012 / 2012-05-10
     Głupota kosztuje / 2012-04-17
     Chude lata / 2012-04-04
     Głos w sprawie uwolnienia / 2012-03-27
     Licencja na trenowanie / 2012-01-10
     Aby piłka była piłką / 2011-12-29
     Polska piłka nożna, czyli jak przebić dno od spodu - cz. 7: jesień 2011 / 2011-12-22
     Zimowe dylematy / 2011-12-13
     Grzegorz i grzeszki / 2011-11-29
     Orzełka cień / 2011-11-15
     Saloniki i salony / 2011-11-08
     Przyzwolenie na "dyzmowanie" / 2011-10-20
     Wymysły / 2011-10-11
     Pustostany / 2011-10-04
     Reprezentacyjny cyrk / 2011-09-22
     Polska piłka nożna, czyli jak przebić dno od spodu - cz. 6: wiosna-lato 2011 / 2011-08-26
     Oglądaj mecze reprezentacji Polski "na żywo" / 2011-08-17
     Szansa na sukces / 2011-08-02

Warto przeczytać:









- - - - POLECAMY - - - -




Zamość i Roztocze - wiadomości z regionu - Twoje źródło informacji

Wykorzystanie materiałów (tekstów, zdjęć) zamieszczonych na stronach www.zamosconline.pl wymaga zgody redakcji portalu!

Domeny na sprzedaż: krasnobrod.net, wdzydze.net, borsk.net, kredki.com, ciuchland.pl, bobasy.net, naRoztocze.pl, dzieraznia.pl
Projektowanie stron internetowych, kontakt: www.vdm.pl, tel. 604 54 80 50, biuro@vdm.pl
Startuj z nami   Dodaj do ulubionych
Copyright © 2006 by Zamość onLine All rights reserved.        Polityka prywatności i RODO Val de Mar Systemy Komputerowe --> strony internetowe, hosting, programowanie, bazy danych, edukacja, internet