W ostatnich dniach świat obiegło zdjęcie muskularnej Marit Bjoergen. Norweska biegaczka zamiast stroju sportowego włożyła tym razem na siebie kusą sukienkę. Przyznam się, że był to dla mnie widok o tyleż niespodziewany, co przerażający. Chybam widocznie z tego wymierającego pokolenia, które rywalizację sportową pojmowało zawsze jako piękno w każdym jego wymiarze. A może po prostu nastały inne czasy i trzeba przywyknąć do sportsmenek wyglądających jak gladiatorzy? Nie chcę absolutnie pastwić się nad Marit, a jedynie wykorzystać powyższy obrazek do pewnej refleksji o współczesnych herosach sportu.

Dawno już odeszły w zapomnienie czasy, gdy nikomu nieznany kopciuszek okazywał się być królową balu. A tak naprawdę słowo "dawno" można w pewien sposób sprecyzować. Mianowicie nastąpiło to w momencie, kiedy sport przestał być li tylko czystą zdrową rywalizacją, a stał się prawdziwą dziedziną gospodarki, na której można nielicho zarobić. A tam, gdzie pojawiają się pieniądze, brak miejsca na sentymenty. I sport nie stanowi od tej gorzkiej prawdy żadnego wyjątku. Żeby osiagnąć sukces, trzeba mieć dzisiaj sporo kasy i odporne sumienie. Konkluzja będzie zatem smutna? Powinniśmy jak najszybciej przyzwyczaić się do handlowania meczami, do męskich sportsmenek czy też milionowych pazerności gwiazd? Mamy również spokojnie przyjmować do wiadomości kolejne afery dopingowe? Bo taki jest świat i już? A może jednak nie? W końcu Justyna Kowalczyk jest przykładem tego, że można pięknie wygrywać, a przy tym wyglądać bardzo... smacznie. Jak więc widać, wątpliwości bywają niekiedy budujące.

autor / źródło: Tomasz Tomczewski / Gazeta Zamojska
w wersji drukowanej czytaj w
dodano: 2012-01-17 przeczytano: 2366 razy.