| 
 
  
 
 | 
   Tak pisali literaccy debiutanciPoniżej publikujemy fragmenty wybranych prac nagrodzonych bądź wyróżnionych w 26. edycji  Konkursu Literackiego "Debiut".
  
* * * 
 
Damian Brzuś z Gimnazjum nr 3 w Zamościu (wyróżnienie)
  
Ostatnie słowa
  
Nie wiem co się dzieje 
Leżę na przedmieściach 
I deszcz na mnie leje 
A usypia mnie strach  
W głębi pamięci 
Pięknych wspomnień wiele 
Nie ma w nich śmierci 
Gdyż mieszka w ciele
  
* * * 
 
Dominik Łagowski z II LO w Zamościu (I miejsce)
  
nadmiar świadomości szkodzi 
wiedzieli to już starożytni  
po wielu godzinnych  dyskusjach  
patetycznych mowach  
odpoczywali  
mieszając myśli z winem 
  
nie dziwi więc kult Dionizosa  
ten najdziwniejszy z bogów 
użyczył najciekawszego daru 
pozwolił winnym gronom 
zatrzeć na chwilę 
ból małości  
ból zmuszający do szukania 
  
przecież bogowie też musieli zapomnieć  
nie łatwo jest wiedzieć wszystko
  
świadomość  wypacza 
dlatego spożywać ją należy z winem  
w stosunku dopasowanym do uświadomienia
  
* * * 
 
Kinga Piwińska z I LO w Zamościu (III miejsce)
  
List do pana B.
  
od zeszłej jesieni 
urosłam dwa centymetry  
percepcja przestrzeni (cokolwiek to znaczy) 
nie uległa więc zmianie zanadto 
(czy myśli pan że mogę sobie 
w związku z tym pozwolić na błędy?)
  
od zeszłej jesieni moja mama 
dokładnie sprawdza kieszenie moich płaszczy 
nie dlatego że nie ufa mi 
ona po prostu nie do końca ufa sobie
  
od zeszłej jesieni 
zastanawiają mnie wieczorni Odyseusze 
na przystankach przejściach w korkach 
marznący oczekujący w drodze do Itaki 
to niebawem - linia 54 
odjazd za dziesięć dziewiąta                                                                
  
* * * 
 
Wojciech Bikowski z  I LO w Zamościu (wyróżnienie)
  
Niepamięć
 
  
Lustrzanie odbijają się we mnie 
ludzkie twarze wykrzywione 
w krzywych zwierciadłach wspomnień.
  
Gdyby tylko można było wymazać z nich 
sąsiada, pociesznego sukinsyna, 
który uparcie przerzuca śmieci na moją stronę.
  
W końcu zapomnieć o tej uroczej parce wśród drzew: 
siwobrodym facecie i słodkiej dziewczynie 
o zapłakanej trzynastoletniej twarzy. 
  
Chyba dopiero wtedy 
nie bałbym się dłużej przyszłości.
  
* * * 
 
Weronika Sztorc z  Uniwersytetu  Warszawskiego (wyróżnienie) - /fragment pracy/
  
Szewc jest tak samo mały jak staruszek z Krakowskiego Przedmieścia zeszpeconego dekoracją zimową z logo Wedla, jest tak mały, że zmieściłby się w zagłębieniu mojej dłoni. Muszę z nim uważać, bo sprawia też wrażenie równie kruchego. Tak kruchego, jak mój dziadek, który latem wrzucając worki z ziemniakami do piwnicy na wsi zamachnął się zbyt mocno i poszybował za nimi w otchłań. Złamawszy sobie żebro, okręcił się starym płótnem i przez dwa tygodnie spiskował, żeby babcia nie zajarzyła, że uprawiał skoki do piwnicy bez jej pozwolenia. Chyba bolało. Nie chcę, żeby bolało szewca. Ma ładnie zaczesane włosy, pewnie jak dziadek nosi w kieszeni grzebień i co godzinę przeczesuje się uważnie ukradkiem. Ma też zbyt luźne spodnie na szelkach, że widzę przez nie chudość łydek, i ma jeszcze potwornie grube szkła okularów, jakieś dziwaczne, nie widzę przez nie oczu. Gadam w próżnię. 
  
Tłumaczę, czego chcę. Patrzy podejrzliwie, że nie mam torby z butami. Gestykuluję żywo siatką z owocami i w powietrzu wykreślam fleki, które mu przyniosę. Poucza mnie: ale ja nie wiem, ile będzie kosztowało, bo ja nie wiem, co to za buty. Taksuje mnie wzrokiem. Szpileczki takie to są? Tłumaczę: obcasy, ale szersze niż szpilki, takie z trzema kołeczkami. Przebiegam w myśli to, jak wyglądam. Winę za zwichrzone włosy można zrzucić na jesień, płaszczyk mam za to schludny, ładne rajstopy i makijaż staranny, którym zakryłam to, że drastycznie się znów nie wyspałam. Może i wyglądam na szpileczki. Ponieważ od tych rozmyślań na chwilę milknę, szewc dalej ciekawie mi się przypatruje. Przytomnieję i zerkam: gapi mi się na glany. Nie pasują mu. W sumie mnie też nie pasują. Ogląda mnie jeszcze raz, jeszcze wnikliwiej. Rozchmurza się. Chce mi powiedzieć tak, jak Mi, kiedy pierwszy raz mnie zobaczył i taksował wzrokiem tak samo, jak teraz majster.
  
I ty, dziecko, glany nosisz?
  
Właściwie później Mi mógł nic więcej do mnie nie gadać, i tak już byłam do zjedzenia.
  
Mój dziadek bardzo sobie ceni moje glany, mówi, że to korzystne, że osłaniają kostkę.
  
Aurelia mówi o mnie: z czym mi się kojarzysz, N.? Sterta książek, a na nich para glanuszków. Glanuszki! Aurelia trochę nie jest true, ale mi to nie przeszkadza. Uczę ją tego: glaniszcza.
  
Ale Mi z reguły widuje mnie na obcasach. Mam w nich metr siedemdziesiąt dwa i stukam opętańczo jak przedszkolak, co dostał pierwsze lakierki. Mi ogląda sobie mój tyłek w niby-skórzanej mini, jak odwracam się już ostatecznie, nie daję mu buziaka, bo się boję, i biegnę po przejściu w stronę bloku. Podziw dla moich ud sprzęga mu się z rozczuleniem. Nie grają z drobnymi dłońmi, jak u dziecka. Wyobraża sobie moje krasnoludkowe palce na swoim karku. Czekając na tramwaj, wysyła mi stukające esemesy. Rozstraja mi się rytm. Potykam się. Odpisuję: potknęłam się przez Ciebie. Cieszy się. W swoim tramwaju, numer boczny 1677, rozbiera mnie do samych szpilek. Podziwiają mnie wszyscy pasażerowie.
  
Szewc nie ma okazji podziwiać moich ud, bo w międzyczasie przyszła zima i chodzę w długim płaszczyku. Tłumaczę mu, że zazwyczaj fleki wbija mi dziadek, ale teraz za długo by czekać, aż się zobaczymy. Szewc najzupełniej rozumie. Raz jeden szewc nie chciał mi sprzedać fleków, których wbicia od ręki odmówił, musiałam stać boso i w furii i tłumaczyć mu, że mój dziadek da sobie radę z okulałym obcasem w pół godziny. Złośliwy wyrobnik stroił miny i próbował trzymać fason, i pytał złośliwie, czy dziadek jest szewcem z wykształcenia. Roześmiałam się perliście. Sprzedał fleki i nawet nie policzył monet, kiedy potulnie zgarniał je z blatu. Jak przyszłam do domu i pokazałam trofeum, babcia też się śmiała z szewca niedojdy.
  
Mój majster jest milszy i kiedy za piętnaście minut donoszę mu buty, delikatnie mnie gani, że za bardzo zdarłam obcasy, przez co on teraz będzie musiał sposobem się zabrać za robotę. Rumienię się, bo wiem, że dziadek bardzo mnie żałuje w Lublinie i mówi do macierzy: biedna, biedna N., jak tak biegnie po Nowym Świecie, nie ma czasu posłuchać, jak stuka, czy jeszcze jej się nie zdarło do szczętu. W tajemnicy przed babcią wyciąga z pawlacza reklamówkę tesko i pakuje do niej dwie pary kalesonów oraz koszulę na zmianę. Już od jutra będzie biegał tuż za mną, przygarbiony, powłócząc uszami po chodniku, bo od wojny niedosłyszy, i nasłuchiwał za mnie. Znów nie zdąży na kaszę. Kiedy wrócimy oboje do mnie, nie zdradzi mi się z tym, że żołądek mu przysycha do żeber, bo mój pokarm codzienny jest zbyt mocno przyprawiony, żeby mógł go spożyć ze mną. Tymczasem poucza mnie jeszcze w głowie: sprawdzaj codziennie stan obcasa, żeby potem nie było trzeba kombinować. Pani sprawdza codziennie, ile tam zdarte, bo tak, to cześć pieśni, mówi szewc. Patrzę na niego żałośnie i daję do zrozumienia, że dziadek nie może się dowiedzieć o tak haniebnie zaniedbanym obcasie, co mi ktoś inny naprawiać musi. Szewc pochyla głowę. Oddech ma nieświeży. Mówi: pani się nie martwi, ja nie powiem paninemu dziadkowi, że mi tu pani te kozaczki przytargała. Zastanawiam się, co to ma za znaczenie, skoro i tak się nie znają. Oglądam sobie jeszcze szewca. Studiuję kolor jego twarzy i grubość szkieł. Z próby zliczenia zmarszczek i poskręcanych żył na dłoniach wychodzi mi, że bardzo nie chcę, żeby mi powiedział, gdzie też zamierza spotkać się z moim dziadkiem.
  
Uciekam stamtąd.
autor / źródło: - dodano: 2012-02-22 przeczytano: 18452 razy.  
  
  
  
 
  Zobacz podobne:                                                                                                 
  
  Warto przeczytać:  
     
 
  
  
 
  
 | 
 | 
 
  
 | 
 
  
 
 |