Wach planowo zebrał od Kliczki. Kubica przyznał publicznie, że do F1 szybko jeszcze (o ile w ogóle) nie wróci, a Suarez i Cavani pokazali, że we dwóch można rozmontować naszą obronę. Z gracją, finezją i polotem. Czyli łatwiej i ładniej niż płot ze sztachet. To tak w największym skrócie. Trochę więcej natomiast o tym, co ostatnio słychać... na trybunach. Nie dalej jak w niedzielę szyderczy koncert urządzili sobie kibice (?) Wisły. Sikorski usłyszał więc, że jest najlepszym polskim napastnikiem, a dla Garguły domagano się złośliwie jeszcze większych pieniędzy. Lżenie piłkarzy trwało w najlepsze przez 90 minut, a kolejne atrakcje mają pojawić się na meczu z Górnikiem. Źle dzieje się jednak nie tylko pod Wawelem. Zorganizowanego dopingu brakuje też na Legii i końca protestów nie widać. Wojewoda zamyka więc trybuny, a kluby płacą słone kary za rzucanie rac i wnoszenie sektorówek. Nie jestem zwolennikiem teorii, że wina zawsze leży pośrodku, bo raczej wymyślono ją po to, aby rozmywać odpowiedzialność tych, którzy ją ponieść powinni. W tym przypadku natomiast zwyczajnie zawiniły obie strony. Jestem pewien, że jakiś czas temu stowarzyszenia kibiców jednego i drugiego klubu dostały - jak się teraz okazało - zbyt dużą autonomię i wolność. Kibicowanie przestało więc być dla wielu osób przywiązaniem do ukochanej drużyny, a stało się sposobem na życie. Sposobem bardzo różnie realizowanym i nie przez wszystkich tolerowanym.

Najgorsze jednak to, że obie strony okopały się na swoich pozycjach i trwa pat. Swoje wiedzą kibice - swoje klubowe władze. Najłatwiej oczywiście zamykać kolejne sektory, bo o kompromis nad Wisłą zawsze było trudno. Szkoda tylko, że znalazło to również potwierdzenie w świecie piłki nożnej.

autor / źródło: Tomasz Tomczewski / Gazeta Zamojska
w wersji drukowanej czytaj w
dodano: 2012-11-20 przeczytano: 2536 razy.