Na co dzień trudno nam sobie uświadomić kruchość życia. Nie mamy na to zwyczajnie czasu. Od rana biegamy, bo spraw przecież tysiące, a gdy dystans dnia pokonany, to marzymy o śnie. Przystanąć ciężko. Wielka Barcelona do Gdańska więc nie dotarła. Z powodów solidarnościowych z Tito Vilanovą. Choć już za chwilę z Bayernem Monachium zapewne zagra. Możemy dzisiaj tylko pogdybać, co byłoby, gdyby to na sobotę zaplanowano mecz Messiego i spółki z Bawarczykami. Czy wówczas zwyciężyłoby przywiązanie do trenera czy też argumenty klubowego skarbnika. Historia trwa i wywołuje emocje. Na jej zakończenie trzeba jednak poczekać. Bo jakiś end musi nastąpić. Happy albo niehappy. Najprościej rzecz ujmując, Barcelona jest winna polskim fanom swoją obecność. Nawet kosztem rezygnacji z bardziej lukratywnego sparingu. Bo nie wszystko da się wycenić, a już na pewno nie szacunek kibica. Tito Vilanovę z pewnością wszyscy chcielibyśmy jeszcze zobaczyć na trenerskiej ławce. Uśmiechniętego, w pełni sił i energii. I tego trzeba mu życzyć. A my wszyscy trzymajmy sztamę ze zdrowiem. Póki możemy.

autor / źródło: Tomasz Tomczewski / Gazeta Zamojska
w wersji drukowanej czytaj w
dodano: 2013-07-23 przeczytano: 2540 razy.