www.zamosconline.pl - Zamość i Roztocze - wiadomości z regionu
Zamość i Roztocze - redakcja Zamość i Roztocze - formularz kontaktowy Zamość i Roztocze - linkownia stron Zamość i Roztocze - komentarze internautów Zamość i Roztocze - reklama Zamość i Roztocze - galeria foto
Redakcja Kontakt Polecamy Komentarze Reklama Fotogaleria
Witaj w sobotę, 20 kwietnia 2024, w 111 dniu roku. Pamiętaj o życzeniach dla: Czesława, Agnieszki, Amalii, Nawojki, Teodora.
Kwietniowe przysłowia: W dzień Wojciecha świętego ptaki przylatują jego. [...]

Turystyka: Noclegi, Jedzenie, Kluby i dyskoteki, Komunikacja, Biura podróży Rozrywka: Częst. radiowe, Program TV, Kina, Tapety, e-Kartki, Puzle, Forum Służba zdrowia: Apteki, Przychodnie, Stomatologia Pozostałe: Kościoły, Bankomaty, Samorządy, Szkoły, Alfabet Twórców Zamojskich

www.zamosconline.pl Zamość i Roztocze - wiadomości z regionu


\Home > Kultura


- - - - POLECAMY - - - -




Patent na żart - rozmowa z Edwardem Lutczynem

Edward Lutczyn to artysta wszechstronny. Jest absolutnym rekordzistą w ilości zdobytych nagród redakcji tygodnika satyrycznego "Szpilki" - złotych, srebrnych i brązowych Szpilek. Długa jest lista dyscyplin artystycznych, w których działa z sukcesem od ponad pół wieku.

Gdyby dać się ponieść chwili, to przyznam, że utrzymany w tonie żartu byłyby inny tytuł, może nawet lepszy - "Lutczyn pukał tylko trzy razy". To nawiązanie do kluczowych momentów w jego życiu, determinujących "być albo nie być" artysty. Także żartobliwe (skojarzenie) nawiązanie do słynnego amerykańskiego kryminału -"Listonosz zawsze dzwoni dwa razy" z 1934 r. "Patent na żart", tak sądzę, bardziej spodobałby się artyście. Pewności nie mam. Kiedyś zapytam...



Uroczysty wernisaż "Tylkomiks" z udziałem artysty w BWA był okazją do kolejnej mojej rozmowy z Edwardem Lutczynem. Pierwsza jej część odbyła się podczas Święta Sztuki w BWA (25.05.2012 r.).

- Pierwszy rysunek?

Edward Lutczyn - Mając 3 lat malowałem przestylizowane profile ludzików z dużymi nosami. Wiem, bo zachowało się archiwum moich prac. I dziadek namalował mnie rysującego. W 1955 r. w "Płomyczku" ukazały się moje dwa rysunki. W tym samym roku otrzymałem nagrodę tygodnika "Przyjaźń". Takie pisemko podsunęła mi pani nauczycielka mówiąc abym wziął udział w konkursie. Wziąłem i wykosiłem - jako 8-latek - starszaków. To były bardzo rozbudowane przygody Jasia w festiwalowej Warszawie (odbywał się Międzynarodowy Festiwal Młodzieży). Potem rysowałem przeróżne rzeczy - ciągle jako amator, tak jest do dziś, bo na Akademię Sztuk Pięknych się nie dostałem z powodu braku talentu. Wkurzony tym niepowodzeniem, dwa lata później dostałem się do Związku Polskich Artystów Plastyków na podstawie złożonych prac, a potem był już ZAiKS.

- Po drodze były studia na AGH.

Edward Lutczyn - Akademia Górniczo-Hutnicza była po zdaniu matury, w 1965 r. Zrezygnowałem z niej ponieważ rozpocząłem współpracę z tygodnikami, czasopismami, projektowałem plakaty. Wszystko zaczęło się od rysunku satyrycznego. Nagle wpada człowiek na pomysł i robi. A później wszyscy zaczęli zabiegać o mnie, czyli pukać. Sam pukałem tylko trzy razy: do redakcji "Studenta" (1971 r.), redakcji "Szpilek" (1973 r.). Od tego czasu zaczęła się niezła jazda. Trzecie moje pukanie było do Polfilmu (Film Polski). Wtedy zająłem się też projektowaniem plakatów do filmu. To były skuteczne pukania. Później pukano już do mnie - np. wydawnictwo "Nasza Księgarnia".

- Czym przekonał pan do siebie "Szpilki"?

Edward Lutczyn - Zaniosłem do redaktora naczelnego - wtedy Krzysztofa Teodora Toeplitza - teczkę z rysunkami i udało się, a mogło się nie udać. Czyli w każdej sprawie jest łut szczęścia. Pierwszym publikowanym rysunkiem w "Szpilkach" było "Urwisko". Na urwisku stoi szubienica, do szubienicy jest przyczepiona konopna lina, lina niknie w wodzie..., i koniec. To był rysunek, którym zadebiutowałem. W następnym roku otrzymałem "Srebrną Szpilkę" za rysunek miotły. Stoi sobie w kącie miotła, ale miotła jest zrobiona z róż. I koniec. Nie jakieś tam witki brzozowe czy olszynki, nie, nie. Róże i miotła. Nie powinno się interpretować własnych rysunków, ale zrobię to. Tu dymek: Milej się wymiata miotłą fajną niż kiepską.

- Jak wygląda proces powstawania ilustracji? Artysta czyta książkę...

Edward Lutczyn - Przeczytanie książki jeden raz to za mało. Ja musiałem się z nią oswoić, zżyć, polubić, zapamiętać tak aby mieć ją w głowie. Dopiero później rozpoczęły się rozważania nad koncepcją, czyli mamy 200 stron tekstu, ale musimy się zagłębić w kilka miejsc tego tekstu, "zanurkować", pomyśleć, pomyśleć, pomyśleć - bo to jest praca koncepcyjna - i wybrać: ile i które. Na szczęście nie narzucano, który z fragmentów tekstu należy wyłowić i zilustrować. Nie, to należało do nas, ilustratorów.

-Są takie ekstra ilustracje?

Edward Lutczyn - Zilustrowałem, ok. 130 książek, ja tego nie liczyłem, tak liczą dziennikarze. Którą dobrze wspominam? Myślę, że zestaw "Burzliwe dzieje pirata Rabarbara" (1979) był niezły, "Kurcze blade" Chotomskiej, z którą się przyjaźniłem od lat. Zdarza mi się wykonywać do tzw. reprintów ponownie ilustracje. I choć wyglądają podobnie do pierwotnych, to namalowałem je po raz kolejny. Nazywam te książki "po liftingu". Uznałem, że zbyt duży okres upłynął od poprzedniej wersji i te rysunki się zestarzały. Nie mógłbym się tak po prostu podpisać, bo ja się rozwinąłem. Ja musiałem "dogonić" sposób rysowania.



- Co to jest charakterystyczna kreska Lutczyna?

Edward Lutczyn - To jest tak jak rodzaj charakteru pisma. Każdy z nas ma swój sposób rysowania, styl. Dołożę jeszcze coś takiego - to wymyśliliśmy z przyjaciółmi. Wrogowie - to jak rysujemy - nazywają manierą, a obiektywni krytycy i przyjaciele - stylem. Maniera jest określeniem pejoratywnym. A moja kreska płynie z serca, może z głowy... Obejrzałem wczesne rysunki, z l. 70-tych, one są zupełnie inne. Kreska jest wypracowana, ona ewoluowała. Została obudowana przez sposób rysowania, dosyć pracochłonny - "rzeźbienie" rysunku. W życiorysie każdego z tych twórców, był moment "rzeźbienia" rysunku: Marek Goebel, Andrzej Krauze i nawet Duda Gracz wykonywał czarno-białe wspaniałe rysunki. Ja to nazywam "rzeźbionymi" rysunkami.

- Czy artysta pamięta żart z którego jest bardzo zadowolony/dumny?

Edward Lutczyn - Ja wszystkie swoje żarty pamiętam. Niektóre lubię szczególnie, niektóre mniej, ale to nie tak, żeby nie spać po nocach i łkać z tęsknoty za fajnym żartem. Niektóre są lepsze, niektóre są gorsze. Jest żart z którego jestem dumny, ale on jest tak skomplikowany, że nie będę go opowiadać, A drugi jest tak niecenzuralny, że też go nie będę opowiadać. Taki z samolotem i z Panem Bogiem. Ten lubię, bo jest prawdziwy.

- Uprawia pan cały wachlarz dyscyplin związanych z rysunkiem i grafiką. Co artysta ceni sobie najbardziej?

Edward Lutczyn - Szczególnie sobie cenię - jeśli chodzi o gałęzie mojej twórczości i dyscypliny - to: scenografię, teatry lalkowe, teatry dramatyczne, plakaty, rysunki satyryczne, kalendarze, logotypy, okładki płytowe. Takie różności. Czasem robię projekty lalek dla rozmaitych firm, czyli projektowanie maskotek w 3D. Zupełnie współcześnie. I powinno się nad tym ubolewać, ale w tej chwili 90 proc. mojej twórczości to działalność dla firm komercyjnych, których nazw nie będę wymieniać.

- Dzieci nadal są w orbicie pana zainteresowań?

Edward Lutczyn - To nie ode mnie zależy, ale tak, są. Jeżeli ktoś się do mnie zwróci z taka propozycją to wtedy dzieci automatycznie znajdują się w orbicie moich zainteresowań. To nie działa w drugą stronę. Mógłbym robić takie picture booki, ale nie mam na to czasu. Mógłbym uczynić sobie taką przyjemność i zilustrować książkę - taki grafik book, bez tekstu i zanieść gdzieś, ale nie mam na to czasu. W związku z tym czekałem na propozycje i doczekałem się. W tej chwili realizuję niezłą pozycje - "Mity greckie" dla młodzieży, 14 - 15 lat.

- Skąd bierze się koncept na komiks, na cokolwiek?

Edward Lutczyn - Na cokolwiek? No to odpowiem troszkę wykrętnie...

- Z niczego, czyli z głowy!

Edward Lutczyn - Ja to zawsze podaję jako przykład. Autorem tej wykrętnej odpowiedzi był prof. Eryk Lipiński.

- Ale chodzi o takie coś - błysk, iluminacja?

Edward Lutczyn - A to błysk. To szybciutko opowiem. Są dwa patenty. Pierwszy: mam zadany temat, ale temat, nie pomysł. Np. "mur". I siedzę sobie, a wszystkie moje myśli krążą wokół tego muru. To może być parkan, ogrodzone osiedle apartamentowców, to może być mur rozdzielający dwie części bezludnej wyspy. Myśli krążą i potem następuje "błysk", wpadam na pomysł i realizuję. A drugi patent to już jest wina albo zasługą Pana Boga. Siedzimy sobie przy stole i nagle Pan Bóg "strzelił palcami" i zesłał pomysł. Pomysł sam wpada do głowy. Każdy z rysowników, każdy z moich przyjaciół ma te dwa patenty: na zadany temat i drugie - objawienie, czyli iluminacja. Nie wiem jak to nazwać, gotowy pomysł sam wpada. On jest zakomponowany, on już jest podpisany - zawiera dymki i tekst. Tak to już jest.

- Tak ma Edward Lutczyn. Proszę opowiedzieć o swoim guru.

Edward Lutczyn - Było paru. Tu muszę wrócić do początków. Lata 50-te, byłem małym chłopczykiem. Mama kupowała "Przekrój". Dzięki "Przekrojowi" zetknąłem się z takimi nazwiskami jak: Roland Topor, Saul Steinberg, opowiadania Rolanda Dahla. Okazało się wszystko można zrobić inaczej niż w "Krokodylu", "Dikobrazie" i tych wszystkich przedrukach z prasy radzieckiej. To było takim pewnym katalizatorem, który zaczął drążyć w moim mózgu i czynić "spustoszenia". Wiadomo, że twórca jest kimś nienormalnym. Normalny człowiek chodzi do pracy a twórca wpada na jakieś tam pomysły. Także "Przekrój" to takie pra początki. A później oglądanie i oglądanie, i wystawy, i obserwowanie. Ciężko byłoby wymienić guru, który byłby jedynym, bo z każdej dziedziny twórczości mógłbym wybrać innych, np. w dziedzinie plakaty - Waldemar Świerzy, Józef Mroszczak, Franciszek Starowieyski, na pewno później Szaybo. Jest tyle innych dziedzin i w każdej miałem fajnego mistrza.

- Adresuje pan swoje rysunki do dzieci i dorosłych. W jednym i w drugim przypadku - ze znakomitym efektem. To jest sukces!

Edward Lutczyn - Nie wiem czy to jest sukces...

- A czy z żartu da się wyżyć?

Edward Lutczyn - Falami. Niestety, to jest sinusoida. Jak powiedziałem - nie mam wpływu na zamówienia, bo to nie ja stukam do różnych drzwi, tylko jest zamówienie albo nie. Świat się zmienił. Mój przyjaciel Rafał Lipiński, który siedzi sobie w Stanach Zjednoczonych i robi rzeczy genialne - stwierdził, że to jest trend, który objął cały świat, tzn. redakcje i wydawnictwa odchodzą od ilustracji i kupują od wyspecjalizowanych firm tanie zdjęcia. Bardziej jest opłacalne kupić zdjęcie z zachodem słońca za pół dolara niż zamówić żart z zachodem słońca u malarza i kosztuje to tysiąc dolarów. Taki jest trend.

- Myślę, że jeszcze dużo dobrego przed artystą.

Edward Lutczyn - Nie obrażam się na rzeczywistość.

- Ale przecież artysta próbuje troszkę zakpić z tej rzeczywistości.

Edward Lutczyn - Troszkę tak. Ja nie jestem satyrykiem, ja jestem żartownisiem, bo od satyry mam Henia Sawkę, a od żartów - mam siebie. Jest pewna różnica, jego rysunki starzeją się po miesiącu, a moje można oglądać po 50 latach.

- Dziękuję za rozmowę i piękne rysunkowe żarty.

Edward Lutczyn - Dziękuję bardzo.


autor / źródło: Teresa Madej, fot. Janusz Zimon
dodano: 2013-10-22 przeczytano: 5616 razy.












- - - - POLECAMY - - - -




Zamość i Roztocze - wiadomości z regionu - Twoje źródło informacji

Wykorzystanie materiałów (tekstów, zdjęć) zamieszczonych na stronach www.zamosconline.pl wymaga zgody redakcji portalu!

Domeny na sprzedaż: krasnobrod.net, wdzydze.net, borsk.net, kredki.com, ciuchland.pl, bobasy.net, naRoztocze.pl, dzieraznia.pl
Projektowanie stron internetowych, kontakt: www.vdm.pl, tel. 604 54 80 50, biuro@vdm.pl
Startuj z nami   Dodaj do ulubionych
Copyright © 2006 by Zamość onLine All rights reserved.        Polityka prywatności i RODO Val de Mar Systemy Komputerowe --> strony internetowe, hosting, programowanie, bazy danych, edukacja, internet