Historia polskiego sportu, zwłaszcza ostatnich lat, uboga jest w sukcesy. Znacznie więcej notujemy porażek. Niektóre przybierają rozmiary druzgocących klęsk, inne należą do kategorii "pięknych przegranych", ale mamy też i takie, które kwalifikujemy do porażek na własne życzenie. Jedną z najbardziej pamiętnych były z pewnością bokserskie walki Andrzeja Gołoty z Riddickiem Bowe. W obu pojedynkach były mistrz świata wyraźnie przegrywał z "ostatnią nadzieją Białych" i za każdym razem Polak dostawał wówczas małpiego rozumu. Bijąc rywala poniżej pasa sam się skazywał na dyskwalifikacje. Zdaniem wielu ekspertów, gdyby wówczas zachował się inaczej, jego kariera potoczyłaby się dużo lepiej, gdyż nigdy później Gołota nie był tak blisko zwycięstwa nad renomowanym przeciwnikiem. Tamte wydarzenia z połowy lat 90. ubiegłego stulecia przyszły mi na myśl, gdy w ubiegłym tygodniu obserwowałem obrady Rady Powiatu Zamojskiego.

Na sesję przybył poseł Sławomir Zawiślak. Jeszcze przed obradami poprosił o szybkie udzielenie mu głosu, gdyż chciał prędko udać się na uroczystości związane z rocznicą wysiedleń na Zamojszczyźnie. Przewodniczący gremium spełnił jego życzenie i nasz parlamentarzysta wyszedł na mównicę. Podczas swego wystąpienia najpierw poruszył kwestię planowanych - niekorzystnych zwłaszcza dla województwa wschodnich - zmian w tzw. "janosikowym", prosząc radnych o podjęcie działań w tej kwestii, a potem poświęcił czas na kwestię lotniska w Mokrem, co do którego ambitne plany najprawdopodobniej spełzły na niczym. Zacytował przy tym Przemysława Panasa, który w jednym z wywiadów dla lokalnej prasy wyjaśnił dlaczego swoje zamiary budowy fabryki samolotów przeniósł do Mielca, a winą za to obarczył starostę zamojskiego, Henryka Mateja. Poseł zapytał więc głównego włodarza powiatu o zdanie. Starosta odparł, że winne niepowodzenia były przepisy, które zablokowały całą procedurę, a w ogóle to całe przedsięwzięcie biznesmena było dość wątpliwe, zważywszy na kwestie przeznaczenia gruntów lotniska, które trzeba byłoby uwzględnić w planie zagospodarowania przestrzennego na terenie Gminy Zamość. Henryk Matej następnie przeszedł do kontrataku, pytając posła jak pięć dni wcześniej głosował w Sejmie nad ustawą określającą pobór składki zdrowotnej od rolników. Sławomir Zawiślak wyraźnie zakłopotany stwierdził, że "tego dnia było dużo głosowań i w tej chwili nie pamięta" swojej decyzji w tej konkretnej sprawie. Jak po obradach poinformował mnie starosta, poseł głosował przeciw opcji, za którą optował PSL. Ergo - Henryk Matej wyszedł z opresji obronną ręką, a poseł był liczony na deskach.

Każdy wówczas uznałby, że wystarczy tych ciosów, ale najwyraźniej nie PSL-owi. Tuż bowiem po zejściu posła z mównicy, jego miejsce zajął jeden z "ludowych" radnych i... zaczął zadawać parlamentarzyście kolejne pytania. I to jakie! O postawę posła "wtedy, gdy likwidowane było województwo zamojskie, czemu PSL się sprzeciwiało" oraz o to, jak poseł zagłosował w sprawie słynnej "ustawy 203". Przypomnę, że chodzi o ustawę z 2000 roku, nakazującą podniesienie wysokości płac pracownikom służby zdrowia o 203 zł bez wskazania źródła sfinansowania tej podwyżki. Sławomir Zawiślak, zasiadający w Sejmie od 2005 roku, z uśmiechem odparł, że szkoda, iż pytania nie dotyczyły XIX wieku, po czym opuścił salę - jak mniemam - na uroczystości.

To jednak wciąż było mało dla PSL-u. Na mównicę wyszedł wicestarosta, Jerzy Sobczuk, który... zaczął tłumaczyć potrzebę zmian w "janosikowym"! I choć zastrzegał, że "nikt nie chce likwidacji janosikowego", to jednocześnie podkreślał, że nie dziwi się województwu mazowieckiemu, iż chce nowelizacji, skoro co roku "musi płacić aż 600 mln zł". Co o tym sądzę, mogą Państwo przeczytać w tekście "Protest antywarszawski" z 23 lipca 2010 roku (zobacz: Protest antywarszawski), którego aktualność nie zmieniła się ani na jotę. Niemniej muszę przyznać, że słów całkiem mi zabrakło w chwili, gdy ponownie głos zabrał Henryk Matej. Otóż starosta - co chwilę używający zwrotu "Szkoda, że już nie ma na sali pana posła" - winą za obecny stan Polski i obecnej polityki regionalnej obarczył... PiS! Powiedział bowiem: "To jest wasza wina, bo to wy powiedzieliście wyborcom, że nie chcecie dalej rządzić, a teraz jesteście mądrzy!".

Mogę uznać, że człowiek w nerwach mówi różne głupstwa. Mogę zrozumieć, że dyskusja była zażarta. Tyle tylko, że sytuacja naprawdę nie uzasadniała prowadzenia debaty w tak bezmyślny sposób. Nie znajduję innego wyjaśnienia, jak to, że nerwowo jest zapewne w samym PSL-u. To bardzo zły znak, bo pokazuje on, że nie ma tam warunków do konstruktywnego myślenia o przyszłości.