www.zamosconline.pl - Zamość i Roztocze - wiadomości z regionu
Zamość i Roztocze - redakcja Zamość i Roztocze - formularz kontaktowy Zamość i Roztocze - linkownia stron Zamość i Roztocze - komentarze internautów Zamość i Roztocze - reklama Zamość i Roztocze - galeria foto
Redakcja Kontakt Polecamy Komentarze Reklama Fotogaleria
Witaj w czwartek, 25 kwietnia 2024, w 116 dniu roku. Pamiętaj o życzeniach dla: Marka, Jarosława, Erwiny, Kaliksta.
Kwietniowe przysłowia: Pogody kwietniowe, słoty majowe. [...]

Turystyka: Noclegi, Jedzenie, Kluby i dyskoteki, Komunikacja, Biura podróży Rozrywka: Częst. radiowe, Program TV, Kina, Tapety, e-Kartki, Puzle, Forum Służba zdrowia: Apteki, Przychodnie, Stomatologia Pozostałe: Kościoły, Bankomaty, Samorządy, Szkoły, Alfabet Twórców Zamojskich

www.zamosconline.pl Zamość i Roztocze - wiadomości z regionu


\Home > Publicystyka


- - - - POLECAMY - - - -




Londyńska nędza

Ten tekst piszę w nastroju wyjątkowo nędznym. Nie tak sobie wyobrażałem tegoroczne igrzyska olimpijskie. I to w każdym ich aspekcie. Więcej było zawodu niż radości.

Zaznaczmy na początku, że wcale nie mam na myśli rozczarowań spowodowanych przez większość naszej ekipy, która liczyła 218 osób. Naprawdę nie przeszkadzał mi fakt, że na igrzyska pojechała liczna ekipa pływaków. Oczywiście nie cieszyłem się, gdy np. Alicja Tchórz, Anna Dowgiert czy Marcin Tarczyński pływali sporo poniżej swoich rekordów życiowych czy nawet minimów olimpijskich, które osiągnęli (lub przynajmniej bardzo się do nich zbliżyli, jak nasza grzbiecistka), ale nie pomstowałem na fakt, że mogli wskoczyć do olimpijskiego basenu. Tak samo nie raził mnie występ większości lekkoatletów, bo naprawdę koszt wysłania sportowca na igrzyska w kontekście wydatków poczynionych na niego przez wcześniejsze lata jest marginalny. A sam udział w igrzyskach z żadnymi większymi profitami się nie wiąże. Wierni czytelnicy pamiętają zresztą podawany przeze mnie niegdyś przykład Adama Małysza, który w pierwszym swoim olimpijskim starcie był 50. i 51. Nie możemy więc wykluczać, że i np. właśnie Anna Dowgiert eksploduje z formą. Gorzej, że zawiodło mnóstwo tych, na których otwarcie liczyliśmy i którzy wcale nie odżegnywali się od bycia faworytami.

Przykład sztandarowy - Agnieszka Radwańska. Nawet dosłownie sztandarowy, biorąc pod uwagę, że była chorążym polskiej ekipy podczas ceremonii otwarcia. Nie twierdzę, że Julia Georges jest słabą zawodniczką, bo nie jest. Ale takich tenisistek jak ona - dobrze wyszkolonych, zdolnych zajść wysoko w każdym dobrze obsadzonym turnieju - mamy około 20 i czołowe zawodniczki cyklu WTA radzić sobie z nimi po prostu muszą. Nie zarzucam "Isi" braku ambicji, bo ponad trzy godziny walki wskazują, że naprawdę zależało jej na zwycięstwie. Niemniej rola pewniaka do wygranej w meczu z Niemką zwyczajnie jej zaszkodziła.

Kolejni - szermierze. Tylko jedna walka wygrana indywidualnie i sromotna przegrana florecistek (jedynej naszej drużyny) w ćwierćfinale z Francją. Poległa Sylwia Gruchała, rzekomo przygotowana na złoty medal, podobnie jak Radosław Zawrotniak. Wygrał za to Latynoamerykanin, trenujący w polskim klubie.

Następni - wioślarze. Pomińmy "Terminatorów", bo oni do Londynu faktycznie głównie terminowali. Ale "srebrna" czwórka z Pekinu, a zwłaszcza naprawdę dobrze pływająca w tym sezonie ósemka zaprezentowały się kompromitująco. Wejście do finału A powinno być ich obowiązkiem.

Dalej - lekkoatleci. Oczywiście nie Tomasz Majewski, Anita Włodarczyk czy zajmujący punktowane miejsca Piotr Małachowski i Szymon Ziółkowski, bo oni wypadli dobrze lub znakomicie. Ale Anna Rogowska, Monika Pyrek, Żaneta Glanc, Artur Noga, większość sztafet czy buńczucznie zapowiadający swój występ Paweł Fajdek z zamojskiego "Agrosu" zanotowali występ poniżej dna.

Pechy pomijam. Sztangista Marcin Dołęga wprawdzie spalił wszystkie swoje wszystkie próby już w rwaniu, ale biorąc pod uwagę jego problemy zdrowotne targające nim przez całą karierę, cudem było to, że na igrzyska w ogóle pojechał. Podobnie Arsen Kasabijew. Bardzo blisko podium był nasz badmintonowy mikst i siatkarze plażowi. Siatkarze halowi po prostu za wcześnie osiągnęli szczyt formy, podobnie jak Amerykanie (swoją drogą nauczka dla nas wszystkich, którą mieliśmy i na EURO - zespoły grające świetnie pierwsze mecze nigdy nie wygrywają całych turniejów), dlatego oba teamy odpadły przed półfinałami. Judokę Pawła Zagrodnika sędziowie jawnie oszukali cofając pierwotnie orzeczone zwycięstwo przez ippon w walce o medal, a zapaśniczce Monice Michalik do brązowego krążka zabrakło ledwie dwóch sekund, podobnie jak jej koledze Damianowi Janikowskiemu do ścisłego finału. Zofia Noceti-Klepacka zaledwie trzeci stopień podium "zawdzięcza" zaś wyłącznie swojemu gapiostwu, przez które zrobiła nadprogramowe okrążenie w jednym z wyścigów. A notorycznie czwartą od 12 lat czwórkę kajakarek można już chyba podejrzewać o wyklęcie.

To się jednak w sporcie po prostu zdarza. Niemniej całość wygląda naprawdę przygnębiająco. Wprawdzie zdobyliśmy 10 medali, czyli tyle samo co w Pekinie i Atenach, ale jakościowo jest naprawdę źle. Tylko dwa razy Polacy zdobywali złote krążki - wynik najgorszy od 24 lat. Całościowo, czyli pod względem klasyfikacji medalowej, jest najgorzej od ponad pół wieku. Co gorsza - fachowcy wróżą dalszy regres.

I mają ku tym twierdzeniom realne podstawy. Przy czym nie chodzi mi o wady w naszym systemie kwalifikacji olimpijskich, na co wielu zwraca uwagę. Pewnie takowe występują, choć z drugiej strony nie tłumaczą tego, że sportowiec na igrzyskach osiąga wyniki sporo gorsze od tych z czasu zdobywania minimum. Powód jest znacznie bardziej prozaiczny.

Czy Polacy w ogóle interesują się sportem? Ale tak naprawdę, nie od święta "bo tak wypada". Naprawdę nie chcę wchodzić w politykę, ale Polacy ostatnimi czasy są tak wyzuci z interesowania się codziennością we wszystkich jej aspektach, że głowa mała. Piłką nożną interesowali się wszyscy, ale tylko w czerwcu. Skokami narciarskimi, gdy skakał Małysz, bo Kamil Stoch to już nie to samo. A biegi narciarskie znikną ze świadomości Polaków z chwilą, gdy Justyna Kowalczyk skończy karierę lub dajmy na to zajdzie w ciążę. W Polsce można nie wiedzieć kim jest Tomasz Majewski, Agnieszka Radwańska lub Konrad Czerniak i się tym wręcz chełpić. Niemodne jest też samo uprawianie sportu. Wprawdzie wiele osób wpisuje sobie tę czynność jako hobby, ale kiedy się z nimi porozmawia, to można się przekonać, że w wielu przypadkach ma ono wymiar bardzo ograniczony. Na przykład pograją ze znajomymi w siatkówkę przy grillu albo pojeżdżą na rowerze od czasu do czasu, gdy dziecko się uprze. W najlepszym przypadku jeżdżą tak do pracy lub szkoły. Ale już wiedza, kto jest trenerem naszej reprezentacji siatkarskiej czy nazwisko jakiegokolwiek polskiego czynnego zawodowego kolarza to dla nich za wiele. To mniej więcej to samo, co w przypadku pojmowania życia politycznego. Nim też niby zajmujemy się na co dzień np. płacąc podatki, ale już nazwisko ministra finansów dla wielu osób jest sprawą nieznaną.

A początki mamy już w szkole. Tak jak rodzice nie dostrzegają związku między olewaniem przez dzieci niektórych przedmiotów z późniejszymi problemami na rynku pracy, tak nie widzą niczego złego w zdobywaniu dla swych pociech "lewych" zwolnień lekarskich z zajęć wychowania fizycznego. Niedawno Radosław Leniarski z "Gazety Wyborczej" napisał, że na Lubelszczyźnie na WF nie chodzi aż 70 proc. uczniów. Nie wiem jak wyglądała jego metodologia badań, ale wcale nie zdziwiłbym się, gdyby faktycznie pokazywała prawdę. Dzieci fakt zwolnienia z tych lekcji uważają za coś fajnego. Nie trzeba się przecież męczyć, za to można porozmawiać z rówieśnikami i ogólnie powygłupiać. Nie ma żadnych zajęć, na których można byłoby niećwiczących jakoś zagospodarować dla sportu, choćby w wymiarze wiedzy teoretycznej. Ciężko jest też w klubach, gdzie trenują ci, którzy coś jednak chcą osiągnąć. Nie dość, że wiąże się to z mnóstwem wyrzeczeń, to jeszcze często pojawia się tzw. grono leniuchów, którzy wyraźnie dążą do destrukcji w grupie. Jeśli takowi szybko zostają wydaleni, to jeszcze nie jest źle. Gorzej, gdy leniuszki mają wysoko postawionych rodziców, którzy załatwią im wszystko. Nawet jeśli ich wyniki są paskudne. Jak w takich warunkach może odbywać się zdrowa selekcja, która dostarczy nam nowych mistrzów?

Ale w tym całym bagnie dostrzegam promyczek nadziei. Otóż spośród 12 medalistów z Londynu aż 10 osób to ludzie, którzy na tych igrzyskach stawali na podium po raz pierwszy. W Pekinie odsetek ten był mniejszy, a gdy odliczymy drużynę szpadzistów i dwie osady wioślarskie, to otrzymamy sporo gorszy wynik z Chin. Mamy zatem pewne podstawy, by sądzić, że w Rio de Janeiro gorzej jednak nie będzie, a my zdołamy jakoś odbudować nasze sportowe podwaliny.


autor / źródło: Robert Marchwiany
dodano: 2012-08-16 przeczytano: 3253 razy.












- - - - POLECAMY - - - -




Zamość i Roztocze - wiadomości z regionu - Twoje źródło informacji

Wykorzystanie materiałów (tekstów, zdjęć) zamieszczonych na stronach www.zamosconline.pl wymaga zgody redakcji portalu!

Domeny na sprzedaż: krasnobrod.net, wdzydze.net, borsk.net, kredki.com, ciuchland.pl, bobasy.net, naRoztocze.pl, dzieraznia.pl
Projektowanie stron internetowych, kontakt: www.vdm.pl, tel. 604 54 80 50, biuro@vdm.pl
Startuj z nami   Dodaj do ulubionych
Copyright © 2006 by Zamość onLine All rights reserved.        Polityka prywatności i RODO Val de Mar Systemy Komputerowe --> strony internetowe, hosting, programowanie, bazy danych, edukacja, internet