| 
 
 | 
   Vico Calabro i Międzynarodowy Festiwal Fresku w Zamościu  Frescopolis to Międzynarodowa Szkoła Fresku, która stawia sobie za cel upowszechnianie i kultywowanie wiedzy na temat tej trudnej malarskiej techniki. Jej założyciel - Vico Calabra - wraz z grupą artystów odwiedził Zamość. Na ścianach jednej 
z sal  Collegium Novum Wyższej Szkoły Zarządzania i Administracji  przy ul. Sienkiewicza - w dniach od 29 września do  5 października b.r. - tworzone jest malowidło  w znanej od wieków, choć dziś coraz mniej popularnej,  technice tradycyjnego fresku. Temat przewodni - miasto i idea prof. Pawła Sulimickiego, ekonomisty, patronującego zamojskiemu Collegium. 
 
 
 Fresk (al fresco - "na świeżo") znany jest  od starożytności. Wykonywany  na mokrym wielowarstwowym tynku, do dziś  uważany jest  za najtrudniejszy rodzaj malarstwa. Świeżą  zaprawę  nakład się na czysty ceglany mur. Tynk,  zawierający  spoiwo dla tego malowidła, wilgotny - wchłania farby. Po wyschnięciu wszelkie poprawki w warstwie malarskiej nie są już możliwe.  Dlatego na ścianę nakłada się tyle tynku ile w ciągu jednego dnia artysta jest w stanie pokryć malowidłem. Technika jest przyjazna człowiekowi, bo powierzchnia pokryta freskiem oddycha, a stosowane w niej wapno ma właściwości antybakteryjne. W ramach odbywającego się w Zamościu Międzynarodowego Festiwalu Fresku technikę tę można było poznać bliżej - dokładniej i byłą to okazja naprawdę wyjątkowa, bo współczesnych jej mistrzów jest dziś coraz mniej. Jednym z nich jest niewątpliwie Vico Calabra - włoski artysta, znany  w świecie jako niekwestionowany znawca, ale też wybitny twórca fresku.    W latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku  Calabro uczestniczył w pracach komisji badającej  XIV-wieczne freski Giotta w  Padwie i w Asyżu. W sferze jego zainteresowań  - oprócz malarstwa -  jest  także rysunek, grafika i ceramika. Prace artysty  trafiają do prestiżowych muzeów na świecie takich jak chociażby Metropolitan of Art  w Nowym Jorku czy Muzeum Puszkina w Moskwie.  A w jaki sposób sam Calabro  trafił do Zamościa? Miałam wyjątkową okazję długiej rozmowy z artystą, w którym odnalazłam człowieka niezwykle pogodnego i skromnego.  Moja rozmowa, jak i całe przedsięwzięcie,  zapewne nie miałaby miejsca gdyby nie Wioletta Lewandowska, inicjatorka zamojskiej akcji Frescopolis.  Mogę śmiało powiedzieć, iż  Wiola - absolwentka  naszego Liceum Plastycznego - to moja dawna uczennica, osoba do dziś pełna niebywałej energii. Po ukończeniu z wyróżnieniem malarstwa w warszawskiej ASP  wyjechała na stypendium do Turynu, potem do Bolonii - na podyplomowe studia, stąd   biegle posługuje  się językiem  włoskim. To ona umożliwiła mi długą i niezwykle twórczą rozmowę z włoskim artystą. Zna go od ponad dziesięciu lat.   Jej pierwsze spotkanie z Vico, którego ceni do dziś za profesjonalizm połączony z prawdziwą pasją,   obudziło   zainteresowanie malarstwem freskowym. Sama trzykrotnie uczestniczyła w tworzeniu takich  realizacji w Italii, a teraz działania  te zainicjowała w Zamościu, bo chce,  abyśmy my także mogli czerpać z jego doświadczenia.
 
 
 
 Vico Calabro,  urodził się w 1938 roku w Agordo (niedaleko Belluno) na Sycylii. Studiował w Akademii Sztuk Pięknych w Wenecji, ale decyzję o studiach artystycznych podjął dopiero po kilku latach studiowania medycyny.  Studia artystyczne ukończył w 1961 roku, a trudną technikę fresku opanował jednak samodzielnie, dzięki własnej pasji, chęci zdobycia wiedzy i możliwości obserwowania pracy tych, którzy byli wówczas w tej dziedzinie swoistymi rzemieślnikami.  Vico mówi mi, że  nawet  dziś włoskie uczelnie artystyczne nadal nie uczą fresku, bo jest to technika wymagająca dużej pracy. Może to brzmieć dziwnie z uwagi na fakt,  że renesansowa  Italia znana jest przecież w świecie jako  ojczyzna fresku. Calabro ma też wątpliwości, co do uczelnianego  programu  kształcenia artystów, bo co  naprawdę umie i potrafi artysta  po studiach? Czy jest rzeczywiście  dobry w tym, czego się nauczył? Może uczyć rysunku, chociaż sami nie potrafi rysować, za to wchodzi na rynek sztuki i rozpoczyna swą - można powiedzieć - komercyjną działalność. Rynek sztuki oferuje rzeczy drogie, ale czy naprawdę wartościowe?   Warto więc walczyć o przetrwanie  tej starej dobrej techniki malarstwa ściennego i  uczyć jej tych wszystkich, którzy naprawdę tego chcą.  Vico robi wszystko, aby technikę  tę zachować dla przyszłych pokoleń, bo współczesna sztuka ulicy - graffiti, murale - na pewno nie przetrwa tak długo jak tradycyjny fresk, chociaż i te monumentalne malowidła  nie są pozbawione  estetycznych wartości. Swoją szkołę tworzenia fresku Vico upowszechnił w wielu krajach - nie tylko w Europie. Jego działania mają na przykład wyjątkowe powodzenie w Japonii, dokąd z wykładami jeździł przez kilkanaście lat. Telewizja tokijska zrealizwała z jego udziałem  film na temat techniki tworzenia  fresku. Współpracując od wielu lat z łódzką Galerią Adi Art Vico  patronuje też Europejskiemu Muzeum Fresku, które powstało niedawno w podłódzkim  Mariampolu. Gdy zapytałam o polskie realizacje, artysta pokazał mi gruby brulion w zielonej płóciennej okładce - rodzaj dziennika. Ponieważ mogłam  oddać go dopiero na drugi dzień,  skorzystałam z okazji i pokazałam go moim uczniom w Liceum Plastycznym.   Artysta niezwykle  skrupulatnie odnotowywał każdy dzień pobytu.  Obok notatek są szkice realizacji, które wykonywał, a nawet spontaniczne rysunkowe impresje z wycieczki po południowej Polsce. Oglądam fotografie fresków wykonanych  w prywatnej willi pod Łodzią - malowidła w ciepłych kolorach,  z charakterystycznym dla Vico motywem księżyca i wesołego  grajka. To poetyckie, liryczne   i trochę symboliczne opowieści z innego, jakby lepszego, świata - świata z marzeń albo ze snu, tak typowego dla sztuki Vico.   Osoby, które poznaje artysta  "trafiają" do jego dziennika -są tu liczne wpisy,  rysunki, wizytówki,  zdjęcia... dużo ciepłych, osobistych wspomnień.  Gdy zamykam dziennik na ostatniej stronie, gdzie mistrz już umieścił plan Zamościa i przygotował karty na kolejne notatki,  w klasie panuje cisza. Wszyscy jesteśmy pod wrażeniem. W końcu rzadko mamy w dłoniach artystyczne notatki człowieka tak wysokiej klasy.  Pomyślałam, że  może właśnie teraz  misja artysty - jego idea przekazywania fresku kolejnym pokoleniom  - znalazła chociaż kawałek podatnego gruntu.  Czuję, że Vico zechce wrócić do Zamościa, a wtedy na pewno odwiedzić naszą plastyczną szkołę.
 
 W trakcie rozmowy Vico Calabro pokazał  mi tekę  swoich  rysunków  i grafik. Z łatwością dostrzegam  charakterystyczną dla niego lekką i delikatną linię, doskonale oddającą jego  osobowość i pogodne usposobienie Czuję, że muszę zapytać o inspiracje, albo bardziej o  duchowych mistrzów, bo w  pracach  wyraźnie czuję  chagallowską nutę, jest tu też coś z Matisse'a a nawet z Picassa.  Jako klasyczne wzorce  Vico wymienia naturalnie mistrzów włoskiego renesansu -  Giotta,  także Masaccia, Fra Angelico - klasyków fresku, lecz zaznacza przy tym, że  jego preferencje się zmieniają, bo ostatnio fascynuje go np. Piero della Francesca . Gdy patrzy na jego dzieło mówi do siebie: "wiem, że nie jestem godny, ale muszę malować, bo lubię malować. Ale tak naprawdę to Goya nauczył mnie malować", bo on był źródłem młodzieńczych fascynacji.
 
 W przyszłym roku Frescopolis będzie mieć swój jubileusz - 40-lecie działalności. "Polis" to miasto - trudno chyba policzyć jaka jest liczba jego mieszkańców czyli tych  wszystkich na całym świecie (m.in. Japonia, Syria, Meksyk, Brazylia, Argentyna), którym Vico Calabra wszczepił miłość do fresku. Ostatnio dołączyli do nich, pracujący w Zamościu obok Włochów:  Dorota i Bartek Bronikowscy, którzy chcieli  nauczyć się tu tej  trudnej techniki oraz   Sylwester Piędziejewski,  artysta - malarz i rysownik,  adiunkt 
w pracowni malarstwa ściennego  warszawskiej ASP,  znany z rekonstrukcji zabytkowych polichromii (min. w kościele  św. Rocha w Brochowie) i  nasz   zamojski artysta -   Maciej Sęczawa, który  w technikach malarstwa ściennego specjalizuje się od dawna. Projekt zamojskiego fresku był wspólny - tak, jak wspólna była nauka i praca, ale na ścianie każdy realizował swoją część. A jakie będą efekty?  Niech każdy oceni to sam.  Jedno jest pewne... że z uwagi na trwałość techniki, malowidło to zostanie u nas już na długie lata.
autor / źródło: Izabela Winiewicz-Cybulska, fot. Henryk Szkutnikdodano: 2013-10-03 przeczytano: 5774 razy.
 
 
 
 
  Zobacz podobne:               Warto przeczytać: 
 
 
   
 
 
 |  | 
 | 
 
 |