| 
 
 | 
   Zamojski fresk jak za czasów Giotta Techniką stosowaną przez Giotto di Bondone z Asyżu (XIII i XIV w.), od którego europejskie malarstwo nowożytne rozpoczyna swoją historię, wykonano fresk w jednej z sal zamojskiego Collegium Novum w WSZiA. Warsztaty mokrego tynku oraz uroczysta wystawa fresku to rezultat Międzynarodowego Festiwalu Fresku w Zamościu, który poprowadził  Vico Calabro (5.10.).  
 
 
 Warsztaty mokrego tynku dobiegły końca. Można powiedzieć, iż był to pierwszy zamojski Międzynarodowy Festiwal Fresku. Impreza nie odbyłaby się gdyby nie inicjatywa Wioletty Lewandowskiej i życzliwość Prezydenta Miasta  Zamość oraz  władz Wyższej Szkoły Zarządzania i Administracji w Zamościu.
 
 Wszyscy wymienieni byli zresztą obecni na zakończeniu  artystycznego przedsięwzięcia, które na afiszach imprezy figurowało jako "uroczysta wystawa fresku". Oprócz tej dość niecodziennej "wystawy" , uczestnicy warsztatów przygotowali także niewielką ekspozycję  swoich prac, na której można było poznać  styl (warsztat)  każdego z nich, aby potem skonfrontować z tym, co już na stałe pozostanie na jednej ze ścian  Collegium Novum zamojskiej uczelni.
 
 Malowidło, będące rezultatem tych kilkudniowych międzynarodowych warsztatów, zostało "odsłonięte"  w dniu 5 października 2013 roku o godz.  16-tej. Wcześniej - przed tym bądź co bądź  - historycznym wydarzeniem, wykład na temat fresków wygłosił Sylwester Piędziejewski - wykładowca w pracowni technik malarstwa ściennego warszawskiej ASP. To, co można było usłyszeć i zobaczyć w trakcie wykładu poszerzyło nie tylko wiedzę na temat  niełatwej malarskiej techniki, ale pozwoliło zrozumieć całą istotę tego przedsięwzięcia, które w  Zamościu odbywało się po raz pierwszy.  Przypomnę, iż  przez tydzień gościliśmy artystów włoskich, którzy  - wraz  z Vico Calabro,  znanym w świecie, niekwestionowanym autorytetem w dziedzinie mokrego fresku, w ramach Frescopolis  (Międzynarodowej Szkoły Fresku) - wraz z naszymi artystami, wykonywali malowidło, ucząc  jednocześnie tej  historycznej techniki.
 
 Frescopolis to wyjątkowa szkoła. Od 40 lat łączy  ludzi w 46 państwach. Z nią współpracują od lat Sylwester Piędziejewski i Wioletta Lewandowska, a teraz dołączył nasz zamojski artysta Maciej Sęczawa. Na wykładzie, na który chętnie przybyli moi uczniowie z Liceum Plastycznego, usłyszeliśmy, że fresk łączy ludzi, a Vico - "chodzące dobro i przyjaciel polskiej sztuki" - jak  nazywa go Piędziejewski -  "jest zafascynowany tym, że w Polsce chcemy uczyć się tej trudnej techniki". Fresk wymaga pracy, ale ma też swoją magię. Przede wszystkim uczy szacunku dla malarstwa. Prace są czasem różne, bo różne są projekty, ale malarz fresku - niczym twórca ikon - pracuje w skupieniu, maluje, bo czuje do tego powołanie.
 
 Co powinniśmy wiedzieć o tej  wyjątkowej technice - znanej od czasów starożytnych, szczególnie popularnej  w renesansowej Italii - zanim będziemy kontemplować i analizować nasze zamojskie malowidło ?  Wykład Piędziejewskiego w sposób czytelny - zrozumiały i obrazowy -  wiele wyjaśnił. Swoją prelekcję artysta uzupełnił bowiem całym mnóstwem przykładów takich działań. Były to  realizacje wykonywane w ramach dyplomu na warszawskiej ASP (m.in. dyplom Julii Cybis - wnuczki Jana Cybisa, znanego polskiego kolorysty), także liczne prace w ramach wspólnych polskich projektów oraz te, wykonywane w Treglio (Włochy), a także rekonstrukcje renesansowej polichromii na sklepieniu kościoła parafialnego w Brochowie (woj. mazowieckie). Ta ostatnia realizacja  ma ogromne znaczenie  dla historii sztuki. Warto zaznaczyć, że kościół ten - miejsce chrztu Fryderyka Chopina - wyróżnia się właśnie swym prostym w kształcie sklepieniem, na którym   geometryczną sztukatorską dekorację (podobnie jak w kolegiacie w Pułtusku) wypełniły barwne malowidła. Na taką realizację czeka się latami - mówi Piędziejewski, który chętnie uczestniczy w licznych "społecznych" przedsięwzięciach, ale - jak każdy artysta - musi czasem wykonać coś "dla chleba". Praca wymaga wysiłku. Nie można też się nią "znudzić" - trzeba tak pracować, aby rekonstrukcja - jak w przypadku Brochowa - ogromnej  ilości jednolitych rozet nie przyniosła zmęczenia i zniechęcenia. Ważne są więc "osobiste" preferencje - swobodne podejście, umiejętność patrzenia na kolor, niewątpliwie też cierpliwość i wytrwałość i naturalnie zręczność i szybkość pracy, ponieważ procesu malarskiego nie można powtórzyć.
 
 
 
 A co oprócz niewielkiego  fresku pozostanie po zamojskich warsztatach?  Wiele można się tu było nauczyć. Ostatni wykład dał nam niewątpliwie  podstawy technologiczne   Do fresku potrzebna jest ściana i projekt kompozycji - przemyślane muszą być nie tylko są  wartości formalne, także i treść, choć nie zawsze można potem powiedzieć o profesjonalnym poziomie.  Projekt  powinien zawierać jakieś przesłanie - jak mówi Piędziejewski - ma "przemówić" tak, jak przemówi potem do odbiorcy zrealizowane malowidło, a gdy już projekt ten mamy możemy zaprosić do współpracy innych - przyjaciół, kolegów - dodaje artysta.  Fresk - z włoskiego "al fresco" - to malowanie na świeżym tynku (w odróżnieniu od "al secco"    - malowidła na suchym tynku). Po skuciu starych farb, tynków i powłok, po zabezpieczeniu otoczenia,  przygotowujemy powierzchnię do malowania, pokrywając ją  wapienno - piaskową zaprawą, potem wykonujemy pierwszy szkic nazywany fachowo  "synopią",  dalej  "intonaco" -  czyli nałożenie  drugiej warstwy zwanej potocznie  licówką -  jest to gładki tynk,  na którym można zacząć malowanie.
 
 Maluje się specjalnym farbami - używając  wody i pigmentu (najwyższej jakości, odpornego na alkaliczne działanie wapnia, bez spoiw, wyznaczając przy tym "giornaty" - partie malowidła do dziennego wykonania.  "Dniówki" nie mogą być duże. Ważne jest to, aby zamoczyć ścianę -  przed wykonaniem fresku i po jego ukończeniu - żeby  pigment dłużej wiązał się z zaprawą,  co zagwarantuje trwałość takiego malowidła.  Farby wchodząc w reakcję chemiczną z podłożem stworzą po wyschnięciu trwałą barwną warstwę. Warto zaznaczyć, że nie tylko farby muszą mieć odpowiednią - dobrą jakość. "Dobre" muszą być pędzle - miękkie z długim włosiem i "dobre" musi być wapno - dwuletnie, czyste i odpowiednio "zlasowane". Technika jest rzeczywiście wyjątkowa - trudna ale i bardzo trwała.  Tak właśnie malował w Asyżu  Giotto di Bondone  - autor freskowej opowieści o św. Franciszku. Od Giotta  europejskie malarstwo nowożytne rozpoczyna swoją historię.  Wyjątkowy zbieg okoliczności - zamojski fresk, realizowany tradycyjnymi metodami, niemal jak w czasach Giotta - powstawał wtedy, gdy kościół katolicki przypominał  tego właśnie świętego.
 
 Fresk w jednej z sal zamojskiego Collegium Novum w WSZiA jest realizacją Międzynarodowej Szkoły Fresku Frescopolis pracującej pod kierunkiem Vico Calabro. Takie malowidło -  jak mówił  Sylwester Piędziejewski - ma nie tylko funkcję dekoracyjną,  niesie przesłanie, które każdy powinien odczytać.   Swoistym zamknięciem  zamojskiego projektu było domalowanie przez tego właśnie artystę (w obecności gości) w ostatnim polu płaszczyzny antykizującego kapitelu, który niczym klamra spiął całe przedsięwzięcie. Wszystkie motywy składające się na tę spójną całość, stworzyły swoisty  rebus, którego odczytanie nie wymaga specjalnego przygotowania, choć i na ten temat zapewne niedługo powstaną naukowe prace.  Unosząca się z lekkością postać  z lirą, którą odnajdujemy  w malarstwie i grafice Vico Calabro, to niewątpliwie dobry duch, którego artyści chcą pozostawić tu w Zamościu, w mieście, do którego może niedługo powrócą.
autor / źródło: Izabela Winiewicz-Cybulskadodano: 2013-10-07 przeczytano: 5669 razy.
 
 
 
 
  Zobacz podobne:             Warto przeczytać: 
 
 
   
 
 
 |  | 
 | 
 
 |