www.zamosconline.pl - Zamość i Roztocze - wiadomości z regionu
Zamość i Roztocze - redakcja Zamość i Roztocze - formularz kontaktowy Zamość i Roztocze - linkownia stron Zamość i Roztocze - komentarze internautów Zamość i Roztocze - reklama Zamość i Roztocze - galeria foto
Redakcja Kontakt Polecamy Komentarze Reklama Fotogaleria
Witaj w czwartek, 25 kwietnia 2024, w 116 dniu roku. Pamiętaj o życzeniach dla: Marka, Jarosława, Erwiny, Kaliksta.
Kwietniowe przysłowia: Jak na święty Wojciech rosa, to siej dużo prosa. [...]

Turystyka: Noclegi, Jedzenie, Kluby i dyskoteki, Komunikacja, Biura podróży Rozrywka: Częst. radiowe, Program TV, Kina, Tapety, e-Kartki, Puzle, Forum Służba zdrowia: Apteki, Przychodnie, Stomatologia Pozostałe: Kościoły, Bankomaty, Samorządy, Szkoły, Alfabet Twórców Zamojskich

www.zamosconline.pl Zamość i Roztocze - wiadomości z regionu


\Home > Turystyka


- - - - POLECAMY - - - -




Dziennik z podróży do Nepalu cz. 1

25 dni spędzili w Nepalu członkowie Zamojskiego Klubu Podróżnika "Globtroter" Józef Kwaśniak, Leonard Kapuściński i Piotr Zięba to piloci zamojskiego aeroklubu.

Dzień 1 / 23.09
Lecimy z Moskwy do Kathmandu Airbusem A310. Na uszach mam słuchawki a w nich muzyka Bethowena. Żadna inna bardziej nie pasowałaby do nastroju, który mi teraz towarzyszy. Po początkowych stresach jesteśmy już zupełnie odprężeniu i zaczynam czuć i wchłaniać orientalną atmosferę. Samolot pełny jest ludzi, którzy już samym wyglądem zdradzają tajemnice, które nas tam czekają. Turbany, sari, kropki kipi na czołach indyjskich kobiet oraz trekerzy - ludzi takich jak my, których pociąga proste piękno Nepalu. Tutaj Wschód miesza się z Zachodem. Wszyscy są bardzo życzliwi i uśmiechnięci - to pewnie wpływ kultury Wschodu. Czujemy się świetnie, udziela nam się ten klimat, tym bardziej że nie szczędzimy sobie "wolnocłowego dopingu".

Pobyt w Moskwie był szary w porównaniu do tego jaki sobie wyobrażałem. Przede wszystkim nie pozwolono nam wyjść do miasta, co sprawiło, że 9 godzin spędziliśmy na sali dla tranzytowców.
A teraz lecimy czekając na nowe.

Dzień 2 / 24.09
Dolecieliśmy. Zgodnie z rozkładem wylądowaliśmy na lotnisku w Kathmandu. Pierwsze wrażenie to - to chyba jesteśmy w Raju. Uśmiechnięte twarze miejscowych i piękna architektura z mahoniowego drewna budynku lotniskowego. Niskiego wzrostu (walnęliśmy głową w sufit lotniskowego autobusu) Napalczycy pozdrawiają nas "Namaste"! My też nie jesteśmy gorsi i również krzyżujemy dłonie na wysokości piersi.

Na lotnisku kolejka po wizę - jakieś 300 osób. Załatwiamy to w 2 godz. i idziemy po bagaże. Są!!!!
Na zewnątrz czeka na nas człowiek z umówionej przez internet agencji. Na nasz widok cieszy się jak dziecko, które dostało upragniony prezent. Jest to naprawdę miłe (niewielu ludzi cieszy się tak na mój widok). Po zapakowaniu się do taksówki chce od nas 30 dolarów za fatygę. A to chytrus... Ale my jesteśmy przygotowanie na naciąganie i dajemy mu 1 dolca, a ten dalej się cieszy. Skubaniec. (chyba przepłaciliśmy). Jedziemy przez ulice Kathmandu. Wąskie i niesamowicie zatłoczone. Kierowca ciągle trąbi - to na przechodniów, to na dzieci, to na krowy lub dla poprawienia sobie humoru. Wszystko zdaje się być pozbawione jakichkolwiek zasad lecz nikogo to - o dziwo - nie denerwuje. Po kupieniu biletów do Lukli jedziemy na starówkę do umówionego przez net hotelu. Całkiem przytulny - tylko te biegające w łazience jaszczurki...

Idziemy cos zjeść do miejscowej knajpy. W drzwiach wita na uśmiechnięty, lecz brudny właściciel a z kuchni "wali" zdechłym od tygodnia kotem. Zamawiam w ciemno - i tutaj to był bład. Coś z ciasta, sosu i sera. Nooooo ten ser, którego zapach miesza się w nozdrzach ze słodkawym zapachem ulicy zwala nas z krzeseł. Podnosimy się i źli na siebie " kto - k.... wymyślił ten Napal??" zaczynamy jeść. Staje nam w gardle ale postanowiliśmy zjeść to to - i zjedliśmy. Brrr.

Wieczorem wychodzimy na spacer po starówce, które wydaje się być jednym wielkim bazarem. Oszałamia nas przede wszystkim zapach. Cała gama orientalnych zapachów (kadzidła) oraz zwykłego smrodu, który jest wynikiem głębokiej nędzy nędzy tutejszej ludności. Widzimy wygłodniałe dzieci, żebraków oraz całą masę zwykłych ludzi, dla których my - wcale przecież niezamożni - jesteśmy pewnie jak z innego świata. Patrzę na te biedę i nabieram szacunku do tego co się posiada (tam daleko w kraju) oraz nabieram jeszcze większego dystansu do rzeczy materialnych bowiem mimo wszystko Nepalczycy są życzliwi, uśmiechnięci i przyjaźnie nastawieni do siebie i ludzi z zewnątrz. Nie zauważyłem tam żadnej agresji ani złości - każdy stara się drugiemu nie wchodzić w drogę.

Dzień 3 / 25.09
Po wczorajszej wpadce z zamówionym w ciemno daniem, dzisiaj byliśmy bardziej ostrożni. Najpierw zrobiliśmy wywiad co jedzą sąsiedzi. Poza tym już przywykliśmy do tega zapachu. No i jedzenie tym razem już trafione w 10 tkę.

Zwiedziliśmy dzisiaj pieszo dużą część miasta i zrobiliśmy małe zakupy pamiątek. Przepiękne rzeczy wykonane ręcznie jak np. biżuteria, dywany, malowidła, maski i figurki można kupić na każdym niemal kroku. Głowa boli od ilości. Kurcze - tutaj nie ma żadnych cen!!! Wszystko da się utargować i to jeszcze z jakim skutkiem. Nawet 30-krotnie! Niesamowite. Nawet wtedy pozdrawiają nas "Namaste". Piękni, prości ludzie. Nabieram zdolności do targowania - aż mi się wierzyć nie chce, że tak łatwo mi to przyszło. Teraz jak ktoś nie chce ze mną targować i sprzedaje - ot tak - po europejsku, nie daje mi to żadnej satysfakcji.

Dzień 4 / 26.09
Dzisiaj wynajęliśmy samochód z kierowcą na przejażdżkę po dolinie Kathmandu. Zaczęliśmy punktualnie o 10.00 od przejazdu do tybetańskiej dzielnicy - Pathanu. Przepiękne stupy i świątynie. Jedna z nich wykonana w całości z jednego kawału potężnego głazu wielkości 3 piętrowego budynku. Misterna, piękna koronkowa robota.

Nasz kierowca Dharma okazał się fantastycznym facetem i przewodnikiem. Cały czas opowiada nam o tych kulturalnych i architektonicznych dziwach.

Następnie pojechaliśmy 25 km na wschód do Bhathapuru - świętego miasta. Przepiękna starówka z największą stupą w Nepalu, pagodami i drzeworytami ze scenami z Kamasutry.

Wracając, już w Kathmandu pojechaliśmy obejrzeć ceremoniał kremacji zwłok. Ciało nieboszczyka obmywane jest w świętej rzece a następnie składane na stosie przy lamencie bliskich. Nad rzeką jest kilka stanowisk do kremacji - w zależności od statusu społecznego nieboszczyka. Obrzęd trwa ok. 3 godzin a z ciała nieboszczyka pozostaje proch rozwiewany przez wiatr po okolicy. Także po nas. Całość dopełnia ciężki, przejmujący dźwięk trąb. Przygnębiający to widok i trudno nam się z tego otrząsnąć.

Później trafiliśmy do hinduskiej dzielnicy. Zupełnie inny klimat - raczej nie do opisania, ale czujemy się trochę niepewnie myśląc o Indiach.

Dzień 5 / 27.09
Dzisiaj nasz wielki dzień - lecimy do Lukli. Trochę się boimy, ale tylko o pogodę. Gdyby się popsuła musielibyśmy czekać - nigdy nie wiadomo ile - a mamy przecież dokładny plan trekkingu i musimy się w nim wyrobić. Po krótkiej odprawie wystartowaliśmy bez przeszkód o 8.35. Po kilku minutach minęliśmy warstwę smogu ( cała dolina Kathmandu ma postać niecki, która powoduje, że utrzymuje się tu smog i zapylenie przez cały niemal czas) a oczom naszym ukazały się szybko zbliżające się śnieżnobiałe szczyty Himalajów. Piękne widoki! Po pół godzinie dolecieliśmy na lądowisko. Podejście znad wierzchołków drzew, z głębokiego zakrętu. Zgrabnie siadamy na małym lądowisku. Po wylądowaniu okazało się, że mamy dodatkową atrakcję. Czeka nas jesczce jedno lądowanie ponieważ to nie Lukla. Lecimy więc dalej...Po nastepnych 30 minutach dolatujemy do Lukli - lądowiska położonego na wysokości 2400 m npm. Nachylone 5 stopni do poziomu zaczyna się przepaścią a kończy ścianą. Cholera, wiedziałem, że jest krótkie, ale że aż taaaak???? Zaczynamy podejście - w myślach szybki paciorek i już jesteśmy na ziemi. Piloci nie popełnili błędu - a mieli tylko jedno podejście. Po krótkich przygotowaniach czyli smarowaniem kremem twarzy i rąk - bo słońce pali niemiłosiernie i jest ok. 20 stopni wyruszamy na szlak. Przyłączył się do nas Steve - przesympatyczny Anglik, który podróżował samotnie do Mount Everest Base Camp. Więc będzie nam raźniej! Steve okazał się od razu znakomitym kompanem, bowiem znał dobrze menu z kuchni nepalskiej i już nie musiałem nas narażać na przykre niespodzianki.

Pierwszy etap z Lukli do Phanding pokonaliśmy tak szybko, że postanowiliśmy iść dalej - do Monjo. Całość zajęła nam pięć godzin. Znaleźliśmy sympatyczną lodgę i nie mniej sympatyczną gospodynią. Na ścianie 3 dyplomy męża za wejście na Mount Everest! Uchhh!!!

Dzień 6 / 28.09
Za Monjo jest brama do Sagarmatha National Park. Tam spodziewałem się załatwić darmowe bilety wstępu - bo mieliśmy pismo polecające z naszego Roztoczańskiego Parku Narodowego. Miejscowy tępy sprzedawca biletów nie dał się przekonać, że te cholerne ciężkie foldery przeleciały 8 tys kilometrów - specjalnie dla niego.

Etap z Monjo do Namche Bazar zająl nam 4 godziny zamiast planowanych z mapy 2,5 i dał nam w mocno w dupę. Jesteśmy zmęczeni, ale szczęśliwi bo jesteśmy w legendarnym Namche. Zaraz po zakwaterowaniu strzeliliśmy sobie mała drzemkę aklimatyzacyjną - a później żarcie. Dobre jak diabli - pierogi z warzywkami i makaron z sosem chili. O k... ale piecze.

Później zrobiliśmy sobie zapas wody z jodyną i zapaliliśmy skręta z haszyszu kupionego jeszcze w Kathmandu. Steve jest specjalistą w tej dziedzinie, więc zgrabnie skręcił dwie sztuki. Co z tego - jak nic nie bierze. A miało być "best quality, my friend". Jak wrócę cało znajdę tego handlarza...Zawiedzieni idziemy spać.


autor / źródło: Piotr Zięba
dodano: 2006-10-25 przeczytano: 3831 razy.












- - - - POLECAMY - - - -




Zamość i Roztocze - wiadomości z regionu - Twoje źródło informacji

Wykorzystanie materiałów (tekstów, zdjęć) zamieszczonych na stronach www.zamosconline.pl wymaga zgody redakcji portalu!

Domeny na sprzedaż: krasnobrod.net, wdzydze.net, borsk.net, kredki.com, ciuchland.pl, bobasy.net, naRoztocze.pl, dzieraznia.pl
Projektowanie stron internetowych, kontakt: www.vdm.pl, tel. 604 54 80 50, biuro@vdm.pl
Startuj z nami   Dodaj do ulubionych
Copyright © 2006 by Zamość onLine All rights reserved.        Polityka prywatności i RODO Val de Mar Systemy Komputerowe --> strony internetowe, hosting, programowanie, bazy danych, edukacja, internet