www.zamosconline.pl - Zamość i Roztocze - wiadomości z regionu
Zamość i Roztocze - redakcja Zamość i Roztocze - formularz kontaktowy Zamość i Roztocze - linkownia stron Zamość i Roztocze - komentarze internautów Zamość i Roztocze - reklama Zamość i Roztocze - galeria foto
Redakcja Kontakt Polecamy Komentarze Reklama Fotogaleria
Witaj w sobotę, 27 kwietnia 2024, w 118 dniu roku. Pamiętaj o życzeniach dla: Zyty, Teofila, Żywisława, Anastazego.
Kwietniowe przysłowia: Kto na wiosnę pracuje, w zimie wozy ładuje. [...]

Turystyka: Noclegi, Jedzenie, Kluby i dyskoteki, Komunikacja, Biura podróży Rozrywka: Częst. radiowe, Program TV, Kina, Tapety, e-Kartki, Puzle, Forum Służba zdrowia: Apteki, Przychodnie, Stomatologia Pozostałe: Kościoły, Bankomaty, Samorządy, Szkoły, Alfabet Twórców Zamojskich

www.zamosconline.pl Zamość i Roztocze - wiadomości z regionu


\Home > Turystyka


- - - - POLECAMY - - - -




Spotkania z Afryką cz. 1

W dniach 26.09.03-14.10.03 członkowie Zamojskiego Klubu Podróżnika "Globtroter" Leonard Kapuściński, Józef Kwaśniak, i Piotr Zięba odbyli swoją czwartą egzotyczną wyprawę "Kilimandżaro 2003". Cel został zrealizowany a oto relacja z tej niezwykłej wyprawy.

Przygotowania do wyjazdu na najwyższy szczyt Afryki zmąciła nam informacja o pewnym polskim turyście, który po powrocie do kraju przegrał walkę z malarią. Szybko uznaliśmy, że nasza ochrona antymalaryczna nie jest wystarczająco dobra, wiec zaczęły się gorączkowe poszukiwania dobrego leku. Czas upływał a my ciągle nie mogliśmy go kupić w Polsce. Do sprowadzenia go potrzebne były bowiem pieczątki od odpowiednich służb z powiatu, województwa i ministerstwa (!). Po drugiej pieczątce, zmęczeni walką z rodzimym matrixem uznaliśmy, że łatwiej będzie go kupić u sąsiadów, gdzie podobno jest w każdej aptece. Rzeczywiście, w pierwszym przygranicznym czeskim mieście kupiliśmy go bez żadnych ceregieli. Na polska receptę i to taniej. Teraz już nic nie stało nam na przeszkodzie, by zmierzyć się z afrykańską przygodą. Nafaszerowani lekami po 12 godzinach wylądowaliśmy w najniebezpieczniejszej stolicy świata Nairobi późno w nocy. Za późno by poczuć się pewnie w ciemnych ulicach.

Noc spędziliśmy na noclegowni prowadzanej przez Masajów razem z innymi podróżnikami z całego świata oraz mieszkańcami okolicznych plemion, którzy przybyli do stolicy w ważnych sprawach.. Z naszego plemienia spotkaliśmy tam tylko jednego milczącego polskiego górala.

Następnego dnia, autobusem bez problemów przekroczyliśmy granicę z Tanzanią. Wieczorem dojechaliśmy do Arushy. Niczym nie wyróżniające się miasto przyciąga ludzi z całego świata. Z tego miejsca prowadzi bowiem droga do najsłynniejszych chyba parków czarnego lądu - Ngorongoro i Serengeti. Nie mogliśmy oprzeć się pokusie i wykupiliśmy w agencji udział w safari.

Wysłużonym landroverem po sześciogodzinnej jeździe wertepami, pokryci grubą warstwą czerwonego wulkanicznego kurzu dotarliśmy na miejsce pierwszego biwaku, umieszczonego na skraju krateru. Rozlegał się stąd zapierający w piersiach dech. Szeroki na trzydzieści i głęboki na prawie kilometr, przykryty lekką mgłą dawał niesamowite wrażenie mistycznej tajemniczości. W dole niczym ziarnka maku na bębnie poruszały małe się czarne punkciki. Były to stada antylop. Aby je zobaczyć uwinęliśmy się szybko z rozbiciem obozu i jeszcze przed zachodem słońca jechaliśmy na spotkanie z dziką zwierzyną. Dno krateru Ngorongoro nie wiadomo dlaczego stało się ulubionym pastwiskiem całej masy zwierząt kopytnych. Jest ich niezliczona ilość. Za nimi oczywiście przybywają drapieżniki. Krótko mówiąc ściąga tu cały łańcuch pokarmowy, od zwierząt najmniejszych a skończywszy na słoniach. Pośród nich, po wytyczonych w parku traktach kręcą się wielkie ilości terenowych samochodów, które wypełnione są zachwyconymi, jak my, turystami. Całość przypomina trochę jazdę elektrycznymi samochodzikami w wesołym miasteczku. Zresztą miejscowi nazywają ten rodzaj safari "game drive". Ze względów bezpieczeństwa po dnie krateru można się poruszać tylko samochodami. Żaden z turystów, uzbrojony nawet w najlepszy teleobiektyw nie chciałby spotkać się oko w oko np. z czarnym nosorożcem. Mimo, że wymierający to jednak jest to bardzo niebezpieczny gatunek.

Następnego dnia minęliśmy bramę jednego z najsłynniejszych parków narodowych świata Serengeti. Dotarliśmy do jego centrum, rozbiliśmy biwak i znowu udaliśmy na "game drive". Serengeti zajmuje obszar dwudziestokrotnie mniejszy od Polski i jednodniowy wypad może dać nam jedynie przedsmak tego co oferuje ten wielki, nie skrępowany żadnymi granicami zwierzyniec. Rozległe trawiaste równiny są domem dla milionów zwierząt. Widok człowieka ich nie przeraża. Tutaj od razu widać, kto jest panem na tej ziemi

Niesamowite to przeżycie zobaczyć wygrzewające się w słońcu leniwe leopardy, majestatyczne poruszające się żyrafy, wielotysięczne stada antylop. I wszystko to jest na wyciągnięcie ręki. Jeszcze większe przeżycie to wymiana zepsutego koła w naszym samochodzie kilkanaście metrów od stada zaciekawionych lwów. Otoczenie naszego samochodu przez wielką rodzinę słoni tak blisko, że mogliśmy policzyć ich rzadkie włosy na głowie to przy tym bułka z masłem.

Biwakowanie w miejscu, gdzie przebywa tyle dzikich zwierząt nie jest zbyt rozsądnym pomysłem, ale z braku hoteli jest koniecznością. Przy zachowaniu podstawowych środków ostrożności tj. oddaniem w depozyt wszystkiego co może zwabić zwierzęta (słodycze), oraz zrezygnowaniem z samotnego oddalenia się od obozu się jest bezpieczne a nawet bardzo romantyczne.

Mniej romantyczni są natomiast Masajowie, którzy w drodze powrotnej z parku, ubrani w czerwone stroje, z białymi maskami, dzidami i wszystkim tym co kojarzy nam się z dzikimi plemionami Afryki tańczą w narkotycznym transie, zachęcają do zatrzymania samochodu i pstryknięcia zdjęcia. Jedno zdjęcie - pięć dolarów. Serdecznie zapraszamy!

Po powrocie z naszego bezkrwawego safari dowiedzieliśmy się, że istnieje wersja dla prawdziwych mężczyzn, gdzie faktycznie można coś ustrzelić. Koszt zabicia lwa, to mniej więcej równowartość dobrej klasy samochodu. Robi się to oczywiście "po cichu" poza granicami parku (np. za zabicie nosorożca w parku odpowiada się jak za zabicie człowieka). Jednak ile w tym jest odwagi, by pociągnąć za spust do drapieżnika, który normalnie pozwala podjechać do siebie na kilka metrów? Niech każdy sobie odpowie sam na to pytanie.

Następnego dnia rano razem z przewodnikiem, asystentem przewodnika, kucharzem i sześcioma tragarzami wyruszyliśmy na podbój Kilimandżaro. Z Arushy do Moshi a stamtąd na teren parku narodowego Kili. Wybraliśmy Machame - sześciodniową trasę trekkingową uznawaną za jedną z najpiękniejszych. Pierwsze dwa dni wyglądały bardzo podobnie. Mozolna, monotonna wspinaczka. Na początku droga prowadziła przez bujny tropikalny las, pośród jeżozwierzy, tukanów i kameleonów. Następnego dnia roślinność zubożała coraz bardziej ustępując miejsca wszędobylskiemu wulkanicznemu pyłowi. Kilimandżaro bowiem to wulkan i to ciągle aktywny tyle, że ostatnia erupcja miała miejsce kilka milionów lat temu. Skorodowane skały zamieniają się w kurz, który teraz wciska się wszędzie utrudniając znacznie życie. Tak samo jak strażnicy parku, którzy co rusz kontrolują byś przypadkiem nie był bez ważnego pozwolenia i stosownej opłaty. Aby wleźć na tę górę trzeba słono zapłacić. W porządku gdy pieniądze te idą na ochronę przyrody. Z wypowiedzi miejscowych wynika jednak jasno, że większość z tego co przynosi ta złota góra idzie do innej "góry" czyli armię i urzędników najwyższego szczebla.


autor / źródło: Piotr Zięba
dodano: 2007-06-07 przeczytano: 3880 razy.












- - - - POLECAMY - - - -




Zamość i Roztocze - wiadomości z regionu - Twoje źródło informacji

Wykorzystanie materiałów (tekstów, zdjęć) zamieszczonych na stronach www.zamosconline.pl wymaga zgody redakcji portalu!

Domeny na sprzedaż: krasnobrod.net, wdzydze.net, borsk.net, kredki.com, ciuchland.pl, bobasy.net, naRoztocze.pl, dzieraznia.pl
Projektowanie stron internetowych, kontakt: www.vdm.pl, tel. 604 54 80 50, biuro@vdm.pl
Startuj z nami   Dodaj do ulubionych
Copyright © 2006 by Zamość onLine All rights reserved.        Polityka prywatności i RODO Val de Mar Systemy Komputerowe --> strony internetowe, hosting, programowanie, bazy danych, edukacja, internet